Powiedz mi co czytasz a powiem Ci kim jesteś. Dzisiaj do tego
powiedzenia należałoby dodać: czego słuchasz i co oglądasz, ale nie ma już
katolickiego radia ani telewizji, więc pozostanę przy czytaniu i słuchaniu
kazań lub homilii.
Jeżeli ktoś czyta herezje SW II
zostaje heretykiem, jeśli ktoś słucha homilii posoborowych księży traci wiarę,
jeśli w ogóle ją ma.
Dlatego polecam katolickie
kazania, które budują wiarę, bez której nie można podobać się Bogu. Hebr
Przedstawiam fragment z kazania Obrońcy Wiary Świętej. śp. Abp Marcela Lefebvre z dnia 3 X 1987r.
„Umiłowani bracia, co może być główną myślą kazania, które
kieruję do was ku mojej wielkiej radości podczas tej Mszy świętej? Chciałbym,
abyście mogli zobaczyć, jak cały mój czas sprawowania władzy biskupiej w
okresie tych czterdziestu lat był oświetlony światłem. I jakie to było światło?
Daje się to ująć zarówno w dewizie, którą z okazji mianowania mnie biskupem
Dakaru umieściłem pod moim herbem biskupim, jak też w dewizie świętego Piusa X:
Et nos credidimus caritati — „Myśmy uwierzyli miłości” (1 J 4, 16) i Instaurare omnia in Christo — „Wszystko
odnowić w Chrystusie”. Credidimus
caritati: czymże innym może być miłość jak nie ucieleśnieniem Słowa Bożego,
posłaniem, które Bóg pragnie wypełnić wśród nas, posłaniem dobroci, miłości,
miłosierdzia przez zbawienie, przez Krzyż, przez Jego świętą Ofiarę? To jest
miłość, w którą wierzymy, wierzymy w Jezusa Chrystusa, który się narodził,
który umarł na krzyżu, który zmartwychwstał dla zbawienia naszych dusz. I
chcemy zbudować Królestwo Naszego Pana Jezusa Chrystusa; jest to dewiza
świętego Piusa X, naszego świętego patrona, świętego patrona naszego Bractwa.
Umiłowani bracia, to jest światło, które oświetlało czterdzieści lat mojej
posługi biskupiej.
Podczas tych czterdziestu lat okoliczności były zgoła
bardzo różne, kiedy pomyślę o 15 latach, które spędziłem w Dakarze, gdzie byłem
biskupem, a potem także delegatem apostolskim na francuskojęzyczną Afrykę,
następnie zaś o latach, które nastąpiły potem. Piętnaście lat w Dakarze były
to, mogę powiedzieć, lata cudowne, cudowne, bo pełne łaski. Podczas tych lat,
kiedy znów nastał spokój”[1],
kiedy znów był pokój, na misjach zapanował szczególnie korzystny klimat dla
Królestwa Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Rządy nie stwarzały na ogół trudności,
a nawet raczej popierały w większości nasze szkoły, nasze dzieła, a tym samym
nasze apostolstwo. I tak doszło do tego, że te diecezje, których liczba w ciągu
jedenastu lat, jakie spędziłem w Afryce jako legat apostolski, wzrosła z 34 do
62, nadzwyczaj się rozwinęły wskutek żarliwości religijnej misjonarzy, wskutek
żarliwości religijnej biskupów, wskutek coraz większej liczby seminariów i
dzieł religijnych. Było bardzo dużo powołań, seminaria się zapełniły, z Rzymu,
z Kanady przybywały siostry zakonne, aby pomagać w głoszeniu Ewangelii, były
też miejscowe, afrykańskie siostry zakonne. Było ze wszech miar pocieszające,
kiedy podczas moich wizytacji stwierdzałem ów ogromny, wspaniały rozwój, w
pokoju, w jedności, w wierze, w wierze katolickiej. Nie było problemów, nie
było sporów, nie było podziałów. Ale po owych piętnastu latach w Dakarze, u
schyłku tych lat, zostałem powołany przez papieża Jana XXIII do współpracy w
centralnej komisji przygotowującej Sobór. Tak więc niejeden raz jeździłem do
Rzymu, aby uczestniczyć w owym imponującym zgromadzeniu 70 kardynałów, 20
arcybiskupów i biskupów i 4 generałów zakonów. Często papież sam przewodniczył
tym spotkaniom, których celem było przygotowanie Soboru. I muszę powiedzieć, że
wówczas ten ideał, to światło, które oświetlało moje posługiwanie biskupie,
zostało mocno przyćmione. Podczas tych spotkań, podczas dyskusji, kiedy to
czasami dało się odczuć sprzeczności występujące między kardynałami, muszę
stwierdzić, że w Kościele powiał nowy
wiatr, wiatr, który prawdziwie nie
wydawał mi się powiewem Ducha Świętego. Kiedy na żądanie Stolicy
Apostolskiej złożyłem moje funkcje jako arcybiskup Dakaru, aby 1962 objąć
godność biskupa Tulle, w 1962, właśnie podczas przygotowywania Soboru, który
został otwarty w październiku 1962, przeżyłem to, że również w tej diecezji w
Tulle panowała inna atmosfera niż w Dakarze i że wyraźnie uwidoczniły się
poważne trudności wewnątrz Kościoła Świętego. W tej diecezji, w przeciwieństwie
do tego, co widziałem w Afryce, dało się zauważyć pewne zniechęcenie, spadek
powołań, zamykanie seminariów. Mój poprzednik, biskup Chassagne, opowiadał mi,
że od kilku lat zamyka się rokrocznie domy zakonne, zamyka się szkoły
katolickie, siostry opuszczają szpitale. Wielki ból, wielkie zakłopotanie
ogarniało tych dobrych kapłanów, ponieważ kapłani byli bardzo pobożni, bardzo
gorliwi, ale wobec tego zanikania robotników w winnicy odczuwali coś w rodzaju
fatum, które wisiało nad tą diecezją, a także nad innymi. I powiał nowy wiatr: Trzeba wyjść do świata, trzeba wyjść z naszych
zakrystii, trzeba zmienić naszą liturgię, jeśli chcemy iść z duchem czasu,
jeśli chcemy, aby nas słuchano. Trzeba przyswoić sobie idee tego świata, świata
pracy. I tak doszło do pojawienia się księży-robotników. Podczas konferencji
biskupów w Bordeaux, w której brałem udział, ponieważ arcybiskup Bordeaux
przewodniczył obszarowi południowo-wschodniemu, po raz pierwszy postawiono
wówczas pytanie, które wydało mi się wprost nie do wiary, niesłychane: „Czy nasi kapłani muszą jeszcze nosić
sutanny?” Mimo iż wszyscy nasi kapłani nosili sutanny! Nie biło mowy o tym,
żeby je zdjęli. Nigdzie. To biskupi zadali to pytanie, a arcybiskup
odpowiedział: „Och, myślę, rzeczywiście,
że byłoby znacznie lepiej, gdybyśmy zdjęli sutanny?” Poczułem powiew nowego ducha, nowego ducha odwrotu od Naszego Pana
Jezusa Chrystusa. Albowiem sutanna jest symbolem. Oczywiście że można być
dobrym kapłanem również bez sutanny. Ale ona jest symbolem, symbolem ducha
Naszego Pana Jezusa Chrystusa, ducha ubóstwa, ducha wyrzeczenia, ducha
czystości. A cóż innego głoszą kapłani jak nie te cnoty? Cnotę ubóstwa,
posłuszeństwa, czystości, pokory, wyrzeczenia, czego wzorem i symbolem jest
sutanna. Zrezygnowanie z sutanny oznacza w oczach wiernych, w oczach ludzi w
pewnym sensie zrezygnowanie z ideału Naszego Pana Jezusa Chrystusa, którego
nasi wierni potrzebują, aby wytrwać w cnocie. To wszystko były złe znaki.
A zatem Sobór
odbywał się następnie w nowym duchu, w duchu, który jest nastawiony na świat, w
duchu wolności, w duchu demagogii, objawiającym się jako duch kolegialności i
burzącym pojęcie autorytetu. Nie można było dłużej podtrzymywać autorytetu,
nie będąc zmuszonym do pytania wszystkich podwładnych o zdanie. A ci podwładni
byli uprawnieni, jak mówi dekret o ludziach zakonu, do uczestnictwa w
podtrzymywaniu autorytetu. Jak można podtrzymywać autorytet, skoro musi on
prosić wszystkich członków, aby uczestniczyli w podtrzymywaniu autorytetu?
Właśnie to było jedną z charakterystycznych cech Soboru. Biskupi zwrócili się przeciwko autorytetowi papieża, przeciwko
autorytetowi biskupa, przeciwko wszelkim autorytetom, nawet przeciwko
autorytetowi ojca rodziny, a przez to także przeciwko autorytetowi generała
kongregacji.”
Tak więc duch naszego Pana Jezusa Chrystusa został
zastąpiony przez innego ducha, ducha z piekła rodem. Ponieważ duch jest
niewidoczny, posoborowy „Kościół” uważa go za Ducha św. bo nie potrafi odróżnić
Boga od diabła.
"I nic dziwnego. Sam bowiem szatan podaje się za
anioła światłości." 2Kor 11: 14
Dlatego aktualne są słowa Pisma:
"Cała ziemia w podziwie spoglądała na bestię" (Apok. 13, 3)
Umiłowany uczeń Pana Jezusa upomina nas: "Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto
miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca." 1J 2:15
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.