Święte i niepokalane poczęcie Maryi.
Anna była pewna i wierzyła niezłomnie, iż Mesjasz
bardzo musi być blisko i że ona wśród Jego ziemskich znajduje się krewnych.
Błagała i dążyła zawsze do największej czystości, oświadczono jej też, że
pocznie dziecię łaski. Pierworodną swą córkę, która pozostała w domu Eliuda,
uznawała i kochała Anna jako swoje i Joachima dziecko; lecz czuła z pewnością,
że to nie owa córka, która podług swej wewnętrznej pewności porodzić miała.
Anna i Joachim, począwszy od urodzenia tego dziecka pierwszego, przez 19 lat i
5 miesięcy niepłodnymi pozostali. Żyli, usunąwszy się od świata, w
wstrzemięźliwości, bezustannie się modląc i spełniając ofiary. Widziałam ich
często rozdzielających swe trzody, lecz wszystko
szybko znowu się pomnażało. Często Joachim daleko przy trzodach swoich,
pogrążony w modlitwie do Boga, czas spędzał.
Smutek i
tęsknota obu za obiecanym błogosławieństwem doszły do najwyższego stopnia.
Niektórzy lżyli ich, mówiąc, że zły mi muszą być ludźmi, ponieważ żadnych nie
otrzymują dzieci, i że ich u Eliuda pozostała córka jest dzieckiem przez Annę
podsuniętym, inaczej by mieli ją u siebie. Gdy Joachim, przebywający u swych
trzód, znowu celem złożenia ofiary do świątyni chciał się udać, posłała mu Anna
rozmaite ptactwo, gołębie i inne przedmioty w koszach i klatkach przez sługi na
pole. Joachim, wziąwszy dwa osły z pastwiska, obarczył je tym wszystkim, a
prócz tego trzema białymi, małymi, żwawymi zwierzątkami o długich szyjach,
jagniętami lub koziołkami, w zakratowanych koszykach. Niósł latarnię na kiju;
wyglądała ona jak świeca w wydrążonej dyni. Widziałam go tak idącego na
pięknym, zielonym polu, pomiędzy Betanią a Jerozolimą, gdzie Jezusa częściej
widywałam, i nad wieczorem do świątyni przybywającego. Wprowadzili osły tam,
gdzie je podczas ofiarowania Maryi wprowadzono, zaś ofiary swe wnieśli po
schodach do świątyni. Gdy ofiary od nich odebrano, słudzy się oddalili; lecz
Joachim wstąpił jeszcze do przedsionka, gdzie znajdowało się naczynie z wodą, i
gdzie wszystkie dary obmywano. Potem długim gankiem przyszedł do przedsionka,
po lewej stronie miejsca świętego, gdzie stał ołtarz całopalenia, stół z
chlebami pokładnymi i siedmioramienny lichtarz stały. Było w tym przedsionku
jeszcze kilku ofiary składających. Z Joachimem pewien kapłan, imieniem Ruben,
obszedł się bardzo pogardliwie; nie przypuszczono go właściwie, lecz w haniebny
zakratowany kąt go wepchnięto; także ofiar jego nie wystawiono tak jak innych,
na miejscu widocznym, poza kratami, po prawej stronie przedsionka, lecz na
stronę położono. Kapłani byli w miejscu, gdzie ołtarz całopalenia się
znajdował, składano tam ofiarę całopalenia. Także lampy zapalono, paliły się
też światła na siedmioramiennym świeczniku, lecz nie wszystkie siedem świec
razem się paliły. Widziałam częściej, że przy rozmaitych sposobnościach
oświetlano rozmaite ramiona świecznika.
Widziałam
Joachima w wielkim utrapieniu świątynię znowu opuszczającego i z Jerozolimy
przez Betanię w okolicę Macherus wędrującego, gdzie w pewnym domu Esseńczyków
pociechy szukał. Tutaj, a dawniej też w domu Esseńczyków z Betlejem żył prorok
Manahem, który, będąc dzieckiem, przepowiedział Herodowi królestwo i wielkie
jego występki. Stamtąd udał się Joachim do najbardziej oddalonych trzód swoich
w pobliże góry Hermon. Droga prowadziła przez pustynię Gaddi i Jordan. Hermon
jest to długa, wąska góra, której strona od słońca już się zieleni i kwitnie,
podczas gdy druga jest jeszcze śniegiem okryta. Joachim był tak zasmuconym i
zawstydzonym, że wcale nie pozwolił Annie powiedzieć, gdzie przebywa; zaś
zmartwienie Anny, gdy jej inni donieśli, czego zaznał, i gdy więcej nie wracał,
było nie do opisania. Pięć miesięcy w ten sposób pozostał Joachim przy górze
Hermon w ukryciu. Widziałam jego błagania i modlitwy; oglądając swe trzody i
jagnięta, stawał się bardzo smutnym i z twarzą zakrytą rzucał się na ziemię.
Słudzy pytali go, dlaczego jest tak zasmuconym; lecz nie wyjawił im, że o
swojej niepłodności myślał. Także swe piękne trzody podzielił na trzy części,
najpiękniejszą część posłał do świątyni, drugą dostali Esseńczycy, najmniejszą
dla siebie zatrzymał.
Anna, wśród zmartwienia swego, musiała
także wiele cierpieć od pewnej bezczelnej służebnicy, która jej w przykry
sposób niepłodność jej zarzucała. Długo to znosiła, lecz ostatecznie ową
dziewkę z domu wypędziła. Ta ją bowiem, prosiła, by jej pozwoliła pójść na
pewną uroczystość, co podług surowych obyczajów Esseńczyków nie uchodziło. Gdy
jej Anna tego odmówiła, robiła jej służebnica wyrzuty, że ponieważ jest tak
surową i niesprawiedliwą, zasługuje na to, iż jest niepłodną i przez męża
opuszczoną.
Wtedy Anna, obdarzywszy służebnicę darami,
odesłała w towarzystwie dwóch sług jej rodzicom, by ją na powrót przyjęli w
takim stanie, w jakim do niej była przyszła, gdyż jej odtąd dłużej zatrzymać
nie może. Potem poszła zasmucona do swej komory i modliła się. Tego dnia
wieczorem, zarzuciwszy długą chustę na głowę, okryła się nią zupełnie; wzięła
następnie pod płaszcz zakryte światło i poszła pod wielkie drzewo w podwórzu, a
zapaliwszy tutaj lampę, modliła się. Było to drzewo, którego gałęzie ponad
murem w ziemię się wpuszczały; stąd znowu z ziemi wyrastały i znowu się
spuszczały, tworząc w ten sposób na całej przestrzeni szereg altan. Liście tego
drzewa są bardzo wielkie, i zdaje mi się, że są takie same, jakimi Adam i Ewa w
raju się okryli. Całe to drzewo było rodzajem drzewa zakazanego. Owoce wiszą
zwykle po pięć naokoło wierzchołka gałęzi, są groszkowate, wewnątrz mięsiste, o
żyłkach koloru krwistego, a w środku mają miejsce puste, naokoło którego tkwią
w mięsie ziarna. Owych wielkich liści używali żydzi mianowicie do szałasów, by
nimi ściany przystroić, ponieważ, na sposób łusek ułożone, brzegami swymi
bardzo wygodnie do siebie przypadały. Naokoło tego drzewa były altany z
siedzeniami.
Kiedy Anna tutaj długo do Boga się
modliła, by, chociaż żywot jej zamknął, przecież pobożnego jej towarzysza
Joachima od niej nie wstrzymywał, ukazał jej się Anioł. Stanąwszy z wysokości
przed nią, rzekł, aby uspokoiła serce swoje, albowiem Pan Bóg wysłuchał
modlitwę jej, aby nazajutrz poszła z dwoma służebnicami do Jerozolimy, do
świątyni, a tam, pod złotą bramą, od strony doliny Jozafata wchodząc, spotka
Joachima; jest on w drodze tam dotąd, jego ofiara będzie przyjętą, zostanie
wysłuchany; on (Anioł) był także u niego; niechaj gołębi na ofiarę zabierze;
imię dziecka, które pocznie, pozna.
Anna, podziękowawszy Panu Bogu, wróciła do swego domu. Gdy po
długiej modlitwie usnęła na łożu, widziałam światłość na nią zstępującą, nawet
ją przenikającą. Widziałam ją wzruszoną wskutek wewnętrznego postrzeżenia,
przebudzającą się i prosto siedzącą, widziałam też przy niej postać, otoczoną
światłem, która pisała na ścianie po prawej stronie jej łoża wielkie,
hebrajskie, lśniące głoski. Znałam treść, słowo w słowo. Stało napisane, że
pocznie, że owoc jej żywota zupełnie jest osobliwym, zaś błogosławieństwo
Abrahama, jako źródło tego poczęcia, było wzmiankowane. Widziałam, że się
trwożyła, w jaki sposób to Joachimowi oznajmić miała; lecz pocieszyła się, gdy
jej Anioł widzenie Joachima oznajmił. Miałam też wyraźne objaśnienie
niepokalanego poczęcia Maryi, i że w Arce Przymierza znajduje się Sakrament
wcielenia, niepokalanego poczęcia i tajemnica ku naprawieniu upadłej ludzkości.
Widziałam Annę z trwogą i radością czerwone i złociste głoski tego pisma
czytającą, a jej radość tak bardzo się wzmagała, że, gdy wstała, by się do
Jerozolimy udać, o wiele młodziej wyglądała.
Widziałam w chwili, kiedy Anioł do niej przyszedł, blask na ciele Anny,
a w niej lśniące naczynie. Nie umiem tego inaczej oznaczyć jak tylko, że było
jakby kolebką, tabernakulum, okryte, otworzone, przysposobione celem odebrania
świętości. Jak cudownym to widziałam, tego wypowiedzieć nie można; widziałam to
bowiem jakby kolebkę całego zbawienia ludzkiego i też jakby kościelne naczynie
otwarte z odsuniętą zasłona, a widziałam to wszystko razem naturalnym, zgodnym
i świętym. Widziałam też zjawienie się anioła u Joachima; rozkazał mu ofiarę do
świątyni zanieść, przyrzekając mu wysłuchanie i jak potem przez złotą iść miał
bramę. Joachim, kiedy mu Anioł zwiastował, lękał się pielgrzymki do świątyni;
lecz Anioł mu powiedział, że już kapłanom wszystko oznajmiono. Było to w czasie
uroczystości kuczek, Joachim wraz z pasterzami był już szałasy wystawił.
Czwartego dnia uroczystości przybył do Jerozolimy z wielką, na ofiarę
przeznaczoną trzodą, i zamieszkał przy świątyni; zaś Anna, która również dnia
czwartego do Jerozolimy przyszła, zamieszkała u rodziny Zachariasza w rynku, na
którym ryby sprzedawano, i dopiero przy końcu uroczystości z Joachimem się
spotkała. Gdy Joachim przybył do świątyni, dwaj kapłani wyszli mu przed
świątynię naprzeciw. Stało się to wskutek w nadprzyrodzony sposób odebranego
upomnienia. Joachim przyniósł dwa jagnięta i trzy koziołki. Ofiarę jego przyjęto,
na zwykłym świątyni miejscu zabito i spalono. Lecz jedną część tej ofiary
odniesiono i na innym miejscu, po prawej stronie przedsionka, w którego środku
wielka katedra stała, spalono. Gdy dym w górę się wznosił, widziałam promień
światła zstępujący na ofiarującego kapłana i na Joachima. Nastąpiła przerwa i
wielkie zadziwienie, i widziałam, że dwaj kapłani, wyszedłszy do Joachima,
zaprowadzili go pobocznymi komórkami do świątnicy przed ołtarz całopalenia.
Tutaj położył kapłan kadzidło na ołtarz, nie w ziarnach, lecz w kształcie
bryły, które się samo ze siebie zapaliło, a potem kapłan, oddaliwszy się,
pozostawił Joachima przed ołtarzem całopalenia samego. Widziałam go klęczącego
z rozciągniętymi ramionami, podczas gdy ofiara, całopalenia się trawiła. Joachim
był zamknięty w świątyni przez całą noc i modlił się z wielkim upragnieniem.
Widziałam go w zachwyceniu. Przystąpiła do niego lśniąca postać, tak samo jak
do Zachariasza, podając mu rolkę ze złotymi głoskami. Były na niej trzy imiona:
Helia, Hanna, Miriam, a przy tym imieniu wizerunek małej arki Przymierza lub
tabernakulum. Joachim położył tę rolkę pod szatą na piersi. Anioł rzekł: Anna
pocznie niepokalane dziecię, z którego zbawienie świata wyjdzie. Niechaj się
nie smuci dla swojej niepłodności, gdyż takowa nie hańbą, lecz chwałą jest dla
niego; to bowiem, co żona jego pocznie, nie od niego, lecz przez niego ma być
owocem z Boga, szczytem błogosławieństwa Abrahama. Widziałam, że Joachim tego
pojąć nie mógł i że anioł za zasłonę go zaprowadził, która kraty miejsca
najświętszego tak daleko otaczała, iż za nią stać było można. Teraz widziałam
anioła trzymającego błyszczącą kulę jakby lustro przed twarzą Joachima, który
musiał na nią chuchnąć i w nią patrzeć. Myślałam jeszcze, gdy mu anioł ją tak
blisko przed twarzą trzymał, o pewnym zwyczaju wśród naszych wesel na wsi,
gdzie głowę malowaną całując, kościelnemu daje się 14 fenigów. Lecz zdawało
się, jakoby wskutek chuchnięcia Joachima rozmaite obrazy w kuli powstawały,
które widział, gdyż chuchnięcie ich nie zamgliło. Zdawało mi się też, jakoby
anioł przy tym do niego mówił, że Anna tak samo niepokalanie przez niego ma
począć. Odebrawszy teraz kulę Joachimowi, podniósł ją w górę. Widziałam ją
unoszącą się w powietrzu i jakby przez otwór w niej się znajdujący, niezliczone
dziwne obrazy, jakby świat cały, odtwarzając, w niej się rozchodziły. U góry, w
najwyższym wierzchołku, była Trójca Przenajświętsza, pod Nią z jednej strony
raj, Adam i Ewa, potem ich upadek, obietnica zbawienia, Noe, arka, wszystko o
Abrahamie i Mojżeszu, arka Przymierza i figury Maryi. Widziałam miasta, wieże,
bramy i kwiaty. Wszystko było za pomocą świetlanych mostów dziwnie z sobą
połączone, ale też zaczepiane i dobywane przez zwierzęta i zjawiska, które
jednakowoż zewsząd otaczający je blask odpierał. Widziałam też ogród, zewsząd
gęstym ścierniskiem otoczony, także liczne brzydkie zwierzęta, które do ogrodu
wejść chciały, lecz nie mogły. Widziałam wieżę i mnóstwo żołnierzy na nią
szturm przypuszczających, lecz zawsze odpadających. Tak widziałam liczne
obrazy, mające związek z Maryją, a widziałam je połączone przejściami i
mostami, oznaczającymi zwycięstwo nad wszelkimi trudnościami, przeszkodami i
napaściami, i widziałam te obrazy w niebieskiej Jerozolimie po drugiej, wewnętrznej
stronie się kończące. Lecz ta kula, zniknęła w górze, lub raczej, gdy te obrazy
widziałam, i to wewnątrz kuli, już jej więcej nie było.
Teraz anioł wyjął coś z arki Przymierza, nie otwierając
drzwiczek. Była to tajemnica arki Przymierza, sakrament wcielenia, niepokalanego
poczęcia, szczyt błogosławieństwa Abrahama. Widziałam tę tajemnicę w postaci
lśniącego ciała. Anioł błogosławił czy też namaścił czubkami wielkiego i
wskazującego palca czoło Joachima, potem owo ciało lśniące wsunął pod rozpiętą
szatę Joachima, gdzie w niego, nie umiem powiedzieć, w jaki sposób wstąpiło.
Także podał mu coś do picia w błyszczącym kubku, który uchwycił od dołu dwoma
palcami. Kubek był kształtu kielicha, użytego przy wieczerzy Pańskiej, lecz bez
podstawy, a Joachim musiał go zatrzymać i do domu zabrać.
Słyszałam,
że anioł przykazał Joachimowi zachowanie tajemnicy i potem poznałam przyczynę,
dla której Zachariasz, ojciec Chrzciciela, zaniemówił, odebrawszy
błogosławieństwo i obietnicę płodności Elżbiety z tajemnicy arki Przymierza.
Dopiero później kapłani brak tajemnicy arki Przymierza spostrzegli. Wtedy
dopiero zamieszali się i stali się zupełnymi Faryzeuszami. Anioł,
wyprowadziwszy potem Joachima znowu z miejsca najświętszego, zniknął. Zaś
Joachim leżał na ziemi jakby zdrętwiały. Widziałam, że kapłani, wszedłszy do
miejsca świętego, Joachima ze czcią największą wyprowadzili i na krzesło na
stopniach stojące, na jakim zwykle tylko kapłani siadali, posadzili. Wyglądało
ono prawie tak, jak owo, na którym Magdalena często w swej okazałości siadywała.
Umyli mu twarz, trzymali mu coś pod nosem lub też do picia mu podawali, słowem,
postępowali z nim jakby z człowiekiem, który omdlał. Zaś Joachim wskutek tego,
co otrzymał od anioła, zupełnie stał się lśniącym, jakby odmłodniałym i
kwitnącym. Potem zaprowadzili kapłani Joachima do drzwi ganka podziemnego,
prowadzącego pod świątynią i pod bramą złota. Była to osobna droga, na która
wśród pewnych okoliczności prowadzono osoby celem oczyszczenia, pojednania i
rozgrzeszenia. Kapłani opuścili przy drzwiach Joachima, który sam jeden z
początku wąskim, później rozszerzającym się gankiem, który nieznacznie na dół
prowadził, postępował naprzód. Stały w nim kręcone kolumny jakby drzewa i winne
macice, a złote i zielone ozdoby ścian lśniły czerwonawym światłem, wpadającym
z góry. Joachim przeszedł już trzecią część drogi, gdy Anna na pewnym miejscu,
gdzie w pośrodku ganka przed złotą bramą stała kolumna, jakby drzewo palmowe ze
zwieszającymi się liśćmi i owocami, przyszła mu naprzeciw. Anna, która razem ze
służebnicą przyniosła w koszykach gołąbki na ofiary, powiadomiła kapłana o tym;
kapłan poprowadził ją wejściem, jakie jej anioł był powiedział, po drugiej
stronie drogą podziemną. Także kilka niewiast, pomiędzy nimi prorokini Hanna,
tam dotąd razem z kapłanem jej towarzyszyło.
Widziałam, że Joachim i Anna w zachwyceniu
się ściskali. Niezliczone mnóstwo aniołów ich otaczało, którzy z lśniącą wieżą,
jakby z obrazów litanii loretańskiej wziętą, nad nimi się unosili. Zniknęła
wieża pomiędzy Joachimem a Anną, a obu otoczył blask i wielka chwała. Widziałam
zarazem, że niebo się nad nimi otworzyło, widziałam też radość aniołów i Trójcy
św. i związek tejże z poczęciem Maryi. Oboje byli w stanie nadprzyrodzonym. Gdy
się ściskali i blask ich otaczał, dowiedziałam się, że to jest poczęciem Maryi,
a zarazem, że Maryja została poczęta tak, jakby poczęcie się odbywało, gdyby
nie było upadku pierwszych rodziców.
Joachim i Anna chwaląc Boga, doszli potem
aż do wyjścia. Wyszli potem pod wysokim łukiem, podobnym do kaplicy, rzęsiście oświetlonym.
Przyjęli ich tutaj kapłani, którzy ich też odprowadzili. W świątyni wszystko
było otwarte i plecionkami z liści i owoców przystrojone. Nabożeństwo, odbywało
się pod gołym niebem. Na jednym miejscu było osiem swobodnie stojących kolumn,
ponad którymi plecionki z liści pociągnięte były.
W
Jerozolimie wstąpił Joachim z Anną do pewnego domu, w którym mieszkali kapłani,
a zaraz potem odjechali. W Nazaret widziałam ich ucztujących, przy czym liczni
ubodzy nakarmieni i jałmużną obdarzeni zostali.
Wielu ludzi życzyło Joachimowi, z powodu przyjęcia jego
ofiary, szczęścia.
Przyszedłszy do domu, wyjawili sobie
święci małżonkowie zmiłowanie Boże wśród czułej radości i pobożności. Żyli
odtąd w zupełnej wstrzemięźliwości i wielkiej bojaźni Bożej. Pouczono mnie, jak
wielki wpływ, czystość rodziców, ich wstrzemięźliwość i umartwianie na dzieci
wywiera.
Cztery i pół miesiąca mniej trzech dni po
poczęciu św. Anny pod złotą bramą widziałam duszę Maryi przez Trójcę
Przenajświętszą tworzoną. Widziałam Trójcę Przenajświętszą poruszającą i
przenikającą się i powstała, jakby wielka, jaśniejąca góra, ale też znowu jakby
postać ludzka. Widziałam coś jakby ze środka tej postaci ludzkiej wstępującego
w okolicę ust i coś, jakby blask z ust, wychodzącego. A ten blask, stanąwszy
osobno przed obliczem Boga, przyjął postać ludzką lub raczej w taką postać
uformowanym został; przyjmując bowiem postać ludzką, widziałam, że jakby z woli
Boga tak pięknie utworzony został. Widziałam też, że Bóg piękność tej duszy
aniołom pokazywał i że tych ogarnęła wskutek tego niewymowna radość.
Widziałam tę duszę łączącą się z żywym
ciałem Maryi w łonie Anny. Anna spała na swym łożu. Widziałam blask nad nią i
promień na nią, na środek jej boku, zstępujący i widziałam, że ten blask w
kształcie małej lśniącej postaci ludzkiej w nią wstępował. W tej samej chwili
Anna się podniosła, była zupełnie światłem otoczona i miała widzenie, jakby jej
ciało się rozwierało i jakoby w nim widziała świętą, lśniącą dziewicę, jakby w
tabernakulum, z której wszystko zbawienie wychodzi. Widziałam też, że to była
chwila, w której Maryja w żywocie matki po raz pierwszy się poruszyła.
Anna, podniósłszy się, oznajmiła to
Joachimowi, a potem poszła pod drzewo, gdzie otrzymała była obietnicę poczęcia,
aby się modlić. Dowiedziałam się, że dusza Maryi pięć dni prędzej ciało
ożywiła, aniżeli u innych dzieci i że 12 dni rychlej się urodziła.
Figury tajemnicy niepokalanego poczęcia.
Widziałam kraj cały wysuszony, i pozbawiony
wody, a Eliasza z dwoma sługami na górę Karmel wstępującego, z początku po
wysokim, grzbiecie, potem schodami skalistymi na taras i znowu takimi stopniami
na płaszczyznę, na której znajdował się pagórek, zawierający jaskinię, do
której Eliasz wstąpił. Sługi swe zostawił na brzegu płaszczyzny, tak że mogli
patrzeć na jezioro Galilejskie, wysuszone i pełne rozdołów, bagien i gnijących
zwierząt.
Eliasz, przysiadłszy, zwiesił głowę do kolan, a zasłoniwszy
się, gorąco do Boga się modlił. Siedem razy zawołał na sługę, czy małej
chmurki, występującej z jeziora, nie widzi. Wreszcie w pośrodku jeziora
widziałam biały wir, z którego czarna chmurka, a w niej mała, jaśniejąca
figura, wstępowała, a wznosząc się w górę, rozszerzała się. Gdy się chmura
podnosiła, ujrzał Eliasz w niej postać lśniącej dziewicy. Głowa jej promieniami
otoczoną była, ramiona na krzyż wzniesione, jedna ręka wieniec zwycięstwa
trzymała, a długa szata była pod nogami jakby związana. Zdawało się, jakoby nad
Palestyną się rozciągała. Eliasz rozpoznał w tym widzeniu cztery tajemnice,
dotyczące świętej dziewicy, że narodzi się w siódmym wieku i z którego
pokolenia przyjdzie; widział też bowiem na jednym brzegu jeziora niskie,
szerokie, na drugim bardzo wysokie drzewo, wierzchołkiem w owo niższe
wstępujące.
Widziałam też, jak ta chmura,
rozdzieliwszy się w pewnych świętych okolicach i gdzie pobożni, błagający
mieszkali ludzie, w postaci białych wirów się spuszczała, które otrzymywały
brzegi koloru tęczy i w których środku ich błogosławieństwo jakby w perłę w
muszli się łączyły. Wyjaśniono mi, że, to jest symbol (godło) i prawdziwy
obraz, jak z tych punktów błogosławieństwa przygotowanie do pojawienia się
świętej Dziewicy wyjdzie. Eliasz rozszerzył zaraz potem jaskinię, w której się
modlił, zaprowadził też większy porządek wśród dzieci proroków, z których odtąd
zawsze niektóre w tej jaskini o przyjście Maryi błagały i Jej już naprzód cześć
oddawały.
Eliasz
wywołał modlitwą swą chmury i kierował nimi podług wewnętrznych wyobrażeń,
inaczej może by powstała z nich wszystko niszcząca ulewa. Widziałam chmury
najpierw rosę zsyłające; zniżały się w białych, płaszczyznach, tworzyły wiry,
miały brzegi koloru tęczy, a wreszcie w postaci kropli na ziemię opadały.
Poznałam też związek z manną na puszczy, która rano okruchami i gęsto jakby
skóry na ziemi leżała, tak że ją zwijać można było. Widziałam wiry rosiste
wzdłuż Jordanu się ciągnące i nie wszędzie się spuszczające, lecz tylko tu i
ówdzie, jak w Salem, gdzie Jan później chrzcił, i na miejscu, gdzie jego staw
do chrzczenia się znajdował. Pytałam też, co te kolorowe brzegi znaczą, i dano
mi objaśnienie o muszli w morzu, która również tak pstro lśniące ma obwódki, a
wystawiając się na słońce, światło w siebie ssie i z kolorów oczyszcza, aż
wreszcie w jej środku biała, czysta powstaje perła. Nie umiem tego więcej
powiedzieć, lecz mi pokazano, że ta rosa i deszcz po niej następujący więcej
oznaczają, aniżeli to, co zwykle pod orzeźwieniem ziemi rozumiemy.
Otrzymałam
jasne zrozumienie, że bez tej rosy opóźniłoby się przyjście Maryi o jakie sto
lat, ponieważ wskutek przebłagania i błogosławieństwa ziemi, pokolenia, żywiące
się owocami ziemi również wzruszone i ulepszone zostały, a ciało, otrzymując
błogosławieństwo, pod względem rozpłodu znowu się ulepszyło. Do Maryi i Jezusa
odnosił się obraz o muszli z perlą. Widziałam prócz suszy ziemi także wielką
oschłość i niepłodność ludzi, także promienie rosy zapładniającej od rodzaju do
rodzaju, aż do istoty Maryi; nie umiem tego opisać. Nieraz na takim kolorowym
brzegu jedna lub więcej siedziało pereł, a na nich jakby ducha wyziewająca
postać ludzka, co znowu z innymi razem wyrastało.
Widziałam też, że wskutek wielkiego miłosierdzia Bożego oznajmiono
wtedy pobożniejszym poganom, że z dziewicy, pochodzącej z Judei, Mesjasz ma się
narodzić. Stało się to w Chaldei wśród tych, którzy gwiazdom cześć oddawali,
przez pojawienie się obrazu w pewnej gwieździe lub na niebie, o czym
prorokowali. Także w Egipcie tę wiadomość o zbawieniu ogłoszoną widziałam.
Eliasz otrzymał rozkaz od Boga, by na trzech miejscach: z północy, wschodu i
południa kilka rozsypanych dobrych rodzin do Judei powołał. Eliasz wybrał
trzech uczniów proroków, których wskutek wyproszonego od Boga znaku za
najzdolniejszych uznał. Potrzebował ludzi zaufania godnych; było to bowiem
dalekie i bardzo niebezpieczne przedsięwzięcie.
Jeden poszedł na północ, drugi na wschód, a trzeci na
południe. Droga wiodła go do Egiptu, gdzie dla Izraelitów bardzo było
niebezpiecznie. Widziałam go na drogach, którymi św. Rodzina uciekała, a także
przy Heliopolis. Na wielkiej równinie przybył przed licznymi budynkami otoczoną
bałwochwalnicę, gdzie żywemu bykowi cześć oddawano; także wizerunek byka i inne
bożyszcza znajdowały się w tej bałwochwalnicy. Szpetne dzieci temu bożkowi
ofiarowano. Gdy prorok przechodził, pojmali go i przed kapłanów zaprowadzili.
Na szczęście byli niezmiernie ciekawi, inaczej by go może byli zgładzili.
Wypytywali go, skąd był, a on im powiedział, że dziewica się narodzi, z której
zbawienie świata wyjdzie i że wtedy wszystkie ich bożyszcza się skruszą.
Podziwiali słowa jego, doznali pewnego wzruszenia się i znowu go puścili.
Potem, naradziwszy się, zrobili wizerunek dziewicy, który na pośrodku powały
bałwochwalnicy w unoszącej się postawie przymocowali. Miała strój głowy na
rodzaj bożyszczy, których, na pół dziewicy, na pół lwa, tak tam wiele leży.
Ramiona górne były przyciągnięte do ciała, ramiona dolne, jakby odpychając,
rozpostarte. Przy ramionach górnych i dolnych było upierzenie w formie promieni
o dwóch przez siebie przechodzących grzebieniach z piór; podobne upierzenie
prowadziło ponad bokami i środkiem ciała aż do nóżek.
Cześć temu wizerunkowi oddawali i ofiary
mu składali, by nie skruszył bożka Apisa ani innych. Zresztą pozostali we
wszystkich swych haniebnych uczynkach, tylko, że odtąd wizerunku dziewicy
zawsze wzywali, który utworzyli według rozmaitych znaczeń w opowiadaniu
proroka.
Widziałam też wiele z historii Tobiasza i z małżeństwa
młodego Tobiasza z Sarą; widziałam też, że była ona figurą świętej Anny. Stary
Tobiasz wyobrażał pobożny, Mesjasza z nadzieją oczekujący ród żydów. Jego
zaniewidzenie oznaczało, że żadnych więcej nie otrzyma dzieci i że tylko
rozmyślaniu i modlitwie ma się oddawać. Jego kłótliwa żona była obrazem
udręczeń i czczych form faryzejskich nauczycieli prawa. Jaskółka była
zwiastunką wiosny i bliskiego zbawienia; ślepota w ogóle oznaczała wierne i
ciemne oczekiwanie i pragnienie zbawienia, także niepewność skąd to zbawienie
przyjdzie. Prawdę powiedział anioł, mówiąc, że jest Azariaszem, synem
Ananiasza; albowiem te słowa znaczą mniej więcej: pomoc Pana z Pana chmury.
Anioł był wodzem rodzaju i zachowaniem i kierowaniem błogosławieństwa aż do
poczęcia świętej Dziewicy. W równoczesnej modlitwie starego Tobiasza i Sary,
którą przez aniołów przed tron Boga zaniesioną i wysłuchaną widziałam, poznałam
błaganie pobożnych wśród Izraela i córki Syjonu o przyjście zbawienia, a także
równoczesne błaganie Joachima i Anny o dziecię obiecane.
Ślepota i gwarzenie się żony Tobiasza oznaczało
znowu pogardę Joachima i odrzucenie jego ofiary; owi 7 zamordowani mężowie Sary
wyobrażają tych pomiędzy potomkami świętej Dziewicy, którzy przyjściu Maryi i
zbawieniu się sprzeciwiali, a także zalotników Anny przed Joachimem, którym
odmówić musiała. Lżenie służebnicy Sary odnosiło się do lżenia pogan,
niewiernych i bezbożnych żydów, że Mesjasz jeszcze nie przychodzi, przez co
pobożni, a także i oni, do modlitwy pobudzeni zostali, i jest obrazem lżenia,
jakiego Anna od swej służebnicy doznała, poczym zawstydzona, tak serdecznie się
modliła, iż została wysłuchaną. Ryba, chcąca połknąć Tobiasza, wskazuje na
długo trwającą niepłodność Anny, wykrajanie zaś serca, wątroby i żółci oznacza
dobre uczynki i umartwianie. Kózka, którą żona Tobiasza jako zapłatę za pracę
do domu przyniosła, była rzeczywiście skradziona, otrzymała ją od ludzi za tanie
pieniądze. Tobiasz znał tych ludzi, wiedział też o tym i dlatego zelżono go.
Miało to też znaczenie stosunku i pogardy, jaką, znosili pobożni żydzi i
Esseńczycy od Faryzeuszów i czczych, na formy tylko zważających żydów, czego
już dobrze nie pamiętam. Żółć, wskutek której użycia niewidomy Tobiasz
przejrzał, oznaczą gorycz i cierpienie, przez które żydzi wybrani doszli do
poznania zbawienia i do swego w zbawieniu współudziału; a także światło,
przenikające ciemności, jako skutek bolesnej męki Pana naszego, Jezusa
Chrystusa, od Jego narodzenia.
Obraz uroczystości.
Widziałam
występującą z ziemi delikatną kolumnę, jak łodygę kwiatu, i jak kielich kwiatu
lub torebkę nasienną na łodydze makówki widziałam ośmiokątny kościół na tej
kolumnie stojący. Ta kolumna w pośrodku kościoła wznosiła się jak drzewo,
rozchodzące się w różne gałęzie, w których członki świętej rodziny stały, które
w tym obrazie kościoła środkiem uroczystości były. Stały jakby na pręcikach
kwiatu. U góry była święta Anna pomiędzy dwoma świętymi mężami, Joachimem a
swym ojcem, lub innym do rodziny należącym. Pod piersią świętej Anny widziałam
lśniącą przestrzeń mniej więcej kształtu serca, a w tej przestrzeni postać
błyszczącego dziecka rozwijającą i powiększającą się. Miało ono ręce na
piersiach złożone, głowę spuszczoną, i wysyłało zaś niezmiernie wiele promieni
ku jednej stronie świata. Podpadało mi, że nie w każdym kierunku promienie
wysyłało. Na innych dokoła znajdujących się gałęziach siedzieli ku temu
środkowi zwróceni adorujący, a naokoło w kościele, w rzędach chórach, byli
niezliczeni Święci, zwróceni ku temu świętemu środkowi i pokłon oddający.
Słodkości, serdeczności i jedności tego nabożeństwa z niczym porównać nie można
jak tylko z polem kwiatów, lekkim wietrzykiem poruszanych, chylącym swe główki
ku promieniom słonecznym, ofiarującym im swe wonie i kolory, którym wszystkie
te dary, nawet byt swój zawdzięczają. Ponad tym obrazem uroczystości niepokalanego
poczęcia wznosił się pień łaski nad Anną do swego wierzchołka, a nad nią w
drugiej gałęzistej koronie siedzieli Maryja i Józef, zaś Anna siedziała przed
nimi niżej, pokłon oddając; nad nimi, w wierzchołku, siedziało dziecię Jezus,
trzymając jabłko, (kula złota z krzyżem, godło
godności panującego) w ręku otoczone niezmiernym blaskiem. Naokoło tej grupy, w
najbliższym otoczeniu, modliły się chóry apostołów i uczniów, a w dalszym
modlili się inni Święci. U góry, w najwyższej światłości, widziałam mniej
wyraźne figury sił i form, zaś w wierzchu kopuły, rzucało coś w kształcie pół
słońca promienie. Zdawało się, jakoby ten drugi obraz adwent wyobrażał.
Patrzałam z początku pod kolumną na okolicę, potem także we wnętrze kościoła i
widziałam dzieciątko w świetlanym rozwijające się sercu. Zarazem nabyłam
przekonania, którego słowami nie da się wyrazić, o poczęciu bez grzechu
pierworodnego; czytałam to jasno jakby w książce i zrozumiałam. Dowiedziałam
się też, że tutaj stał kościół, że jednakowoż, wskutek licznego zgorszenia i
dyskutowania nad niepokalanym poczęciem, zburzonym został, że jednak kościół
tryumfujący obchodzi tutaj zawsze tę uroczystość. Usłyszałam też słowa: „w
każdym widzeniu pozostaje tajemnica aż do spełnienia."
Z objawienia Anny
Katarzyny Emmerich
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.