środa, 23 maja 2012

Oświecenie czy totalne zaciemnienie?


Mianem „oświecenie” nazywa się w książkach przenikniętych laickim duchem wiek XVIII. Z tej nazwy wynika, że do wieku XVIII ludzkość tkwiła w ciemnościach. W pewnym podręczniku czytamy: „W czasach renesansu nie usunięto z nauki wszystkich starożytnych i średniowiecznych przesądów. Ludzie nadal nie potrafili wytłumaczyć wielu zjawisk przyrodniczych. Wierzyli, że są one wynikiem działania sił nadprzyrodzonych”. W XVIII w. „wielu uczonych — stwierdza ów podręcznik — zaczęło badać świat metodami naukowymi, nie opierając się już na prawdach religijnych”. Właśnie na tym miało polegać „oświecenie”: na zerwaniu harmonijnej więzi, jaka istniała między rozumem a wiarą katolicką.
W średniowieczu ludzie, uprawiając naukę, zachowywali swoją wiarę.
Uważali, że bez Boga nie można zrozumieć świata, że rzeczywistości (choćby tylko samej materii) nie da się zrozumieć bez Boga, że człowieka nie da się zrozumieć bez Boga, że w końcu rozum prowadzi do afirmacji istnienia Boga. Jeśli człowiek używa rozumu bez błędu i z dobrą wolą, to rozumie, że katolickie Credo jest prawdą, że należy w nie wierzyć. Rozum bowiem wspiera wiarę! Rozum tłumaczy prawdziwość i konieczność wiary. I to jest najważniejsze i najzaszczytniejsze zadanie rozumu. Takie było zasadniczo stanowisko intelektualistów wieków średnich. I mieli rację. Całkowitą rację!
W XVIII w. pojawili się natomiast ludzie z jednej strony zanurzeni bez granic we własnej zmysłowości, a z drugiej — owładnięci nienawiścią do Kościoła, który oskarżali o „hamowanie postępu" i „ograniczanie wolności". Rok 1717 to czas powstania pierwszej loży masońskiej. Choć wolnomularstwo nie powstało we Francji, to jednak ten właśnie kraj uznaje się za gniazdo nowożytnej wrogości do religii katolickiej. W XVIII w. jeszcze formalnie rządził Francją król, ale faktycznie „rząd dusz" w pałacach arystokracji i kamienicach nowobogackich mieszczan sprawowali ludzie nazywający samych siebie „filozofami", a w istocie będący zażartymi przeciwnikami religii katolickiej i Kościoła. Jednym z bardziej znanych „filozofów" był Franciszek Maria Arouet, znany lepiej pod pseudonimem Voltaire. W jego pismach nienawiść do Kościoła osiągnęła szczyty porównywalne tylko do nienawiści, jakiej dawał wyraz sto kilkadziesiąt lat później Włodzimierz Iljicz Uljanow, znany pod rewolucyjnym pseudonimem „Lenin”. Wolter bardziej poranił duchowość Europy niż poszarpali tkankę biologiczną doświadczonych totalitaryzmami narodów Stalin i Hitler razem wzięci!
Śmierć Woltera była straszna (choć naturalna), tak jak straszna była nienawiść, jaką żywił wobec Kościoła. W książce ks. Józefa Winkowskiego W głąb i wzwyż znajdujemy ciekawe informacje dotyczące śmierci Woltera:
„Otóż Voltaire w r. 1758 napisał w liście do d'Alemberta, jednego z francuskich encyklopedystów, że jeśli jego pracy pisarskiej nadal towarzyszyć będzie dotychczasowe powodzenie, "to za lat 20 zrobi z Bogiem, co zechce". Przeszło lat 20. Przyszedł 1778 r. i zaczął "robić, co zechce" z Voltairem — Bóg! Strasznych rzeczy świadkiem było łoże śmiertelne filozofa. "Opuszczony jestem przez Boga i ludzi!" — wołał, wijąc się w boleściach konania nieszczęsny, 84-letni starzec. Przeklinał Boga i ludzi, przyjaciół encyklopedystów: "Precz ode mnie! Wyście temu winni!". A potem zbielałymi wargami szeptał "Jezus Chrystus, Jezus Chrystus" i znów krzyczał: "Czuję rękę, która mnie porywa przed tron Sędziego! ". Skonał w straszliwej, bezgranicznej rozpaczy. Czy świat zachwycony jego wyrafinowanymi bluźnierstwami wiedział o tej i takiej śmierci?”.
Wtórowali Wolterowi Jan Jakub Rousseau i redaktorzy „wielkiej encyklopedii”, tzw. encyklopedyści. Ludzie ci z pychą nosili miano „filozofów”, choć reprezentowali nie prawdziwą filozofię, a tylko mnóstwo filozoficznych błędów przemieszanych z okruchami prawdy. Mówili, że świat da się zrozumieć bez Boga. Znany jest przypadek francuskiego astronoma i fizyka Piotra Szymona de Laplace'a, który pozostawił po sobie takie dzieła, jak "Mechanika nieba” i "Przedstawienie systemu świata". Żył na przełomie XVIII i XIX wieku. Przedstawił w tych dziełach teorię powstania układu słonecznego jako wynik działania wyłącznie sił natury. Napoleon Bonaparte spytał go, dlaczego w swych dziełach nie wspomniał o Bogu jako Stwórcy wszechświata. Na to Laplace odpowiedział: „Sire, ta hipoteza nie była mi potrzebna”. Prawda o stworzeniu świata przez Boga była dla Laplace'a jedynie bezwartościową hipotezą! (*)
Ludzie wyznający idee wolteriańskie twierdzili, że wiara katolicka przeszkadza w zrozumieniu świata. Odrzucali wiarę, by... uprawiać naukę, umożliwić „postęp” i dokonać „wyzwolenia”! Ich rozum, otumaniony pychą, zerwał wszelkie związki z wiarą w osobowego Boga. I ten stan nazywali „oświeceniem ludzkości”. Zaczęli domagać się świeckich szkół i obowiązkowego uczęszczania do nich, by owo „światło” zaszczepiać w intelektach dzieci i młodzieży. XVIII--wieczni „filozofowie” chcieli nie tylko wytłumaczyć świat bez Boga, ale także zmienić świat według swego własnego widzimisię i wniosków płynących z dyskusji toczonych w lożach wolnomularskich. Dlatego rzucali hasła rewolucyjne: „precz z Bogiem!”, „precz z Kościołem!”, „precz z królem!”. To oni — wolterianie — wydali na świat idee, z których wyrosła rewolucja 1789 roku.
W istocie więc XVIII stulecie było wiekiem, w którym zgaszono wiele świateł, bo oddzielono rozum od wiary. Rozum bez wiary, bez światła, jakie daje wiara, jest narzędziem bardzo ułomnym i wiedzie na manowce. W XX wieku tymi manowcami był socjalizm w swej dwojakiej wersji: międzynarodowej i rasowej. Obecnie miejsce totalitaryzmów zajęła socjalistyczna (w ekonomii) i liberalna (w etyce) demokracja, w której wszystko (tak! wszystko) jest możliwe, byle tylko można było się powołać na większość osiągniętą w jakimś głosowaniu. To są ciemności naszych czasów. Warunkiem uniknięcia ciemności jest zachowanie harmonii między wiarą a rozumem. Pamiętając o tym, wiek XVIII należy nazwać nie „wiekiem oświecenia”, ale raczej „wiekiem gaszenia świateł”. Był to czas, w którym zniszczono lub podkopano wiele filarów łacińskiej, chrześcijańskiej cywilizacji. Co powstaje gdy gasimy światła? Ciemności! Co powstaje, gdy burzymy kolejne elementy chrześcijańskiej cywilizacji? Neopogaństwo!
Jeśli ktoś chciałby w historii znaleźć rzeczywiste oświecenie, powinien przede wszystkim spojrzeć na Betlejem i zwrócić uwagę na narodziny naszego Pana Jezusa Chrystusa, który jest „Splendor Patris" — jasnością Ojca, „Candor lucis aeter-nce" — blaskiem światła wiecznego, „Sol justitice" — słońcem sprawiedliwości, „Lumen confessorum" — światłością wyznawców, a przede wszystkim „Lux vera" — światłością prawdziwą. Wszystkie te określenia pochodzą z litanii do Najświętszego Imienia Jezus. Matkę Bożą słusznie nazywamy w litanii loretańskiej „Stella matutina", a więc gwiazdą, która rozpraszając ciemności nocy, zwiastuje nastanie poranka. Obok Niepokalanej także inni ludzie rzeczywiście w dziejach ludzkości „zapalali światła”. Ona uczyniła to przez cudowne poczęcie i narodzenie Zbawiciela. Inni „zapalali światła”, uwalniając ludzką świadomość z więzi grzechu, z pogaństwa i barbarzyństwa, z sideł błędu. Wymieńmy choćby dwa przykłady. Oto św. Grzegorz na przełomie III i IV wieku po Chr. prowadził misję ewangelizacyjną w dalekiej Armenii. I robił to tak skutecznie, że król tego kraju Tiridates III w 301 r. sam przyjął chrzest święty, a chrześcijaństwo uczynił religią swego królestwa. W ten sposób na globie ziemskim pojawiło się pierwsze chrześcijańskie państwo, św. Grzegorz zasłużył zaś na miano „Oświeciciela”. Pod takim mianem znajdujemy go w literaturze: „św. Grzegorz Oświeciciel”. Z armeńską misją św. Grzegorza była związana w sąsiedniej Gruzji misja pobożnej niewiasty, św. Nino. Ta gorliwa chrześcijanka wpłynęła na królewskie małżeństwo w taki sposób, że król Mirian III z żoną i dworem przyjęli około 317 r. chrzest. Także Gruzja stała się państwem chrześcijańskim. Św. Nino, podobnie jak św. Grzegorz, nazywana jest „Oświecicielką”.
Szukajmy więc światła tam, gdzie ono rzeczywiście jest, i nie dajmy sobie wmówić, że ciemność jest światłem. Lux vera, miserere nobis. Stella matutina, ora pro nobis.


Dziękuję Piotrowi Brzuchowicowi za ten tekst zamieszczony w Nr. 15 Niepokalana zwycięży!, Biuletynie Rycerstwa Niepokalanej Tradycyjnej Obserwancji.

Światło Wiary najjaśniej świeciło w Średniowieczu, następnie zaczęło przygasać. Po wypuszczeniu Lucyfera z piekła w1864r. ledwo się tliło, a po śmierci Piusa XII, ostatniego katolickiego papieża, zgasło zupełnie.
(*) W tym miejscu przypomina mi się sytuacja sprzed paru lat, gdy na Portalu ludzi otwartych na wszelkie kłamstwa i herezje jakie oferuje diabeł i świat, zwanego dla zmyłki „Wiara” był temat stworzenia świata, w jaki sposób powstał świat i spośród wielu fantastycznych hipotez m.in. o wielkim wybuchu, również wersji Boga, który stworzył ten świat 6013 lat temu  jak objawił, też nie wzięto w ogóle pod uwagę!  Nie było opcji dla objawionej Prawdy Bożej, nie ma też opcji zbawienia w posoborowym „Kościele” kłamców". Po co się łudzić?

"Cała ziemia w podziwie spogląda na bestię" (Apok. 13, 3)
A ludzie wpadają do piekła jak śliwki w kompot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.