sobota, 19 września 2015

List z piekła!



LIST Z PIEKŁA
"Nie módl się za mnie – jestem potępiona!"
––––––––
Wśród zapisków pozostawionych przez młodą osobę o imieniu Klara, która zmarła w pewnym klasztorze jako zakonnica, znaleziono następujące zeznanie:
Miałam przyjaciółkę: pracowałyśmy razem w firmie handlowej w Monachium. Nasze relacje były raczej koleżeńskie; nie była to przyjaźń w ścisłym tego słowa znaczeniu. Gdy Anna wyszła za mąż, nie widziałam się z nią już nigdy więcej. Niezbyt odczułam jej brak, gdy po ślubie przeniosła się do dzielnicy mieszkaniowej, dość odległej od mojego miejsca zamieszkania.
Na jesieni 1937 roku, gdy spędzałam wakacje nad jeziorem Garda, otrzymałam od mojej mamy, pod koniec drugiego tygodnia września, następującą wiadomość: "Wyobraź sobie! Ania N. nie żyje. Zginęła w wypadku samochodowym. Pochowano ją wczoraj na cmentarzu w Waldfriedhof". Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Wiedziałam, że Anna nie była zbyt religijna. Czy była przygotowana, gdy Bóg ją nagle wezwał?
Następnego dnia rano wysłuchałam Mszy świętej za jej duszę odprawioną w kaplicy pensjonatu sióstr, gdzie przebywałam, modląc się za spoczynek jej duszy. Ofiarowałam też za nią Komunię świętą, lecz cały dzień czułam jakiś wewnętrzny niepokój, który wzrastał w miarę jak zbliżał się wieczór.
W nocy zapadłam w niespokojny sen, z którego przebudziłam się jakby na skutek głośnego stukania. Zapaliłam światło. Zegarek na stoliku wskazywał 10 minut po północy, lecz nie dostrzegłam nic szczególnego. Jedynie fale jeziora Garda uderzały miarowo w nabrzeżny mur otaczający ogród pensjonatu. Noc była bezwietrzna. Nagle, oprócz stukania, doszedł do mych uszu dźwięk podobny do tego, jaki czynił mój pracodawca, gdy był w złym humorze, ciskając ze złością nieprzyjemny list na swoje biurko.
Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie wstać, ale ostatecznie powiedziałam sobie: "nonsens", to tylko skutek poruszonej tragiczną śmiercią wyobraźni. Odwróciłam się, zmówiłam kilka "Ojcze nasz", za biedne dusze w czyśćcu cierpiące i ponownie zasnęłam.
Wtedy to przeżyłam następujący sen: Wstałam około godziny szóstej rano. Gdy otwierano drzwi do domowej kaplicy, nastąpiłam nogą na plik luźnych kartek. Podniosłam je i poznawszy charakter pisma Anny krzyknęłam ze zdziwienia. Cała drżąca trzymałam kartki w rękach. Przyznaję, że byłam tak wstrząśnięta, iż nie mogłam nawet odmówić "Ojcze nasz". Miałam wrażenie, że się duszę i uczułam potrzebę natychmiastowego odetchnięcia świeżym powietrzem.
Szybko poprawiłam włosy, włożyłam kartki do kieszeni i opuściłam dom. Poszłam ścieżką wiodącą wzdłuż dobrze znanej mi drogi Gardesana, wijącej się pomiędzy drzewami oliwnymi, ogrodami i krzakami wawrzynu.
Właśnie wstawał jasny, piękny poranek. Innym razem zatrzymałabym się niewątpliwie, by rozkoszować się cudownym widokiem na jezioro i wyspę Garda; na tę prawdziwą krainę cudów. Przysłowiowy błękit wód zawsze zachwycał mnie niewymownie. I tak jak małe dziecko spogląda na swego dziadka, tak i ja zwykle spoglądam z pewną czcią i lękiem na szary szczyt Monte Baldo, który wznosił się na przeciwległym brzegu do wysokości 2200 metrów nad poziom jeziora.
W tym momencie nie miałam żadnego odczucia dla tych cudów natury. Uszedłszy ścieżką około 15 minut, machinalnie usiadłam na ławce pomiędzy dwoma cyprysami, gdzie wcześniej czytałam z wielką przyjemnością "Pannę Teresę" Federera. Po raz pierwszy dostrzegłam w cyprysach symbol śmierci, jakkolwiek na południu rosną one w takiej obfitości, że nigdy dotąd nie przyszło mi to na myśl.
Wyciągnęłam list z kieszeni. Brakowało podpisu, ale nie miałam żadnej wątpliwości, że charakter pisma należy do Anny. Nawet ozdobny zakrętas przy literze "s" i francuski wygląd litery "t" były te same, które tak irytowały w biurze pana Gr. Styl jednak nie był jej, a w każdym razie nie wyrażała się tu w swój zwykły sposób. Wyrażała się bowiem zawsze z pełną elegancją, podczas gdy jej niebieskie oczy tryskały wesołością. Jedynie kiedyśmy dyskutowały na tematy religijne, ton jej stawał się cierpki przyjmujący tę samą ostrość z jaką pisany był ten list. Podaję tutaj słowo w słowo całą treść listu, tak jak go czytałam we śnie:
"Klaro!
Nie módl się za mnie. Jestem potępiona! Jeśli piszę do ciebie i to tak szczegółowo, to wiedz, że nie wypływa to z jakiegokolwiek uczucia przyjaźni. Tu w piekle nikogo już nie kochamy. Czynię to z przymusu, jako cząstka tej mocy, która «choć zawsze pragnie zła, zawsze sprawia dobro» (Goethe, Faust). Prawdę mówiąc, chciałabym widzieć cię także umieszczoną w tym miejscu, gdzie na wieczność zarzuciłam kotwicę. Niech cię to nie dziwi. Tutaj wszyscy czujemy to samo. Nasza wola jest utwierdzona, skamieniała w stanie, który wy zwiecie złem. Nawet jeśli czynimy cośkolwiek dobrego, jak to czynię w tej chwili, otwierając twe oczy na rzeczywistość piekła, nie czynię tego w dobrej intencji.
Jak pamiętasz poznałyśmy się w Monachium cztery lata temu. Miałaś wtedy 23 lata; rozpoczęłaś pracę w biurze na pół roku przede mną i często służyłaś mi pomocą w trudnościach, dając mi wskazówki, gdy byłam początkującą pracownicą. Lecz cóż znaczy dobro?! W owym czasie chwaliłam twoją «dobroduszność». Śmiechu warte! Twoja pełna gotowość pomocy była dla mnie próżną ostentacją, tak już wtedy podejrzewałam. Tutaj nie uznajemy żadnego dobra w nikim.
Miałaś okazję poznać historię mojej młodości. Tu tylko w krótkim zarysie podam ci szczegóły, których nie znasz. Według planu moich rodziców, nie powinnam była się urodzić. Byłam poczęta nie z miłości serca, lecz z pociągu ciała. Moje dwie siostry miały już po 14 i 15 lat, kiedy po raz pierwszy ujrzałam światło dzienne. Obym się była nigdy nie narodziła! Obym mogła się teraz unicestwić i ujść tym torturom! Nic nie da się porównać z gwałtownym pragnieniem, jakie posiadam, rozerwania na strzępy mojego istnienia. Ach, porwać je jak spalony gałgan, zetrzeć na proch, na popiół, aż do nicości. Ale muszę istnieć, muszę być taka, jaką sama siebie uczyniłam, z całym złem, jakie tkwiło we mnie u schyłku mojego życia; z chybionym celem mego bytu.
Kiedy mój ojciec i matka, jeszcze wolni, opuścili wieś i przenieśli się do miasta, oboje stracili styczność z Kościołem. I lepiej, że tak się stało. Dołączyli do kręgu osób, które porzuciły Wiarę. Spotykali się na tańcach i skończyło się na tym, że po sześciu miesiącach «musieli» się pobrać.
Po ich ślubie tyle tylko zostało z ich religijności, że matka moja kilka razy do roku bywała na niedzielnej Mszy świętej. Nigdy nie nauczyła mnie porządnie się modlić, lecz całą swą uwagę poświęciła sprawom doczesnym, jakkolwiek nasze warunki materialne były zupełnie znośne.
Takie słowa jak «modlitwa, Msza święta, woda święcona, Kościół» piszę z niewypowiedzianym wstrętem. Brzydzę się nimi, tak jak brzydzę się wszystkimi chodzącymi do kościoła i w ogóle wszystkimi ludźmi i wszystkimi rzeczami z nim związanymi. Wszystko to bowiem powraca, aby powiększać naszą torturę. Każde poznanie otrzymane w chwili śmierci, wszelka pamięć o tym cośmy doświadczyli i poznali w życiu jest dla nas przeszywającym płomieniem. I wszystkie te wspomnienia ukazują nam smutną stronę tych łask, które odrzuciliśmy. Jak nas to dręczy! My w piekle nie jemy, nie śpimy, nie chodzimy. Skuci łańcuchami wpatrujemy się w nasze zmarnowane życie, z «płaczem i zgrzytaniem zębów» wyjemy, pełni nienawiści, w straszliwych udrękach. Słuchaj! Pijemy tu nienawiść jak wodę. Nienawidzimy siebie nawzajem.
Ale Boga nienawidzimy ponad wszystko. Chcę, abyś to zrozumiała. Błogosławieni w Niebie kochają Go, ponieważ wpatrują się w niczym nie osłonięty blask Jego piękności, która daje im odczucie niewymownego szczęścia. My to wiemy i ta wiedza napełnia nas wściekłością. Ludzie na ziemi, znają Boga z Jego dzieł i Objawienia, mogą Go kochać, ale nie są do tego zmuszeni. Człowiek wierzący, – piszę to ze zgrzytem zębów – który całym sercem kontempluje Chrystusa rozpiętego na krzyżu, pokocha Go. Ale dusza, do której Bóg zbliża się jako Sędzia karzący, jako Mściciel, jako Sprawiedliwy, ponieważ kiedyś został przez nią odrzucony, nienawidzi Go z całą furią złej woli. Nienawidzi Go wiecznie, ze względu na fakt, że mocą swej wolnej decyzji, w której utwierdziła się w chwili śmierci, zakończyła swoje ziemskie życie odrzucając Boga. I tej przewrotnej woli nie chcemy ani teraz cofnąć ani nigdy nie będziemy chcieli. Czy pojmujesz teraz – dlaczego piekło trwa wiecznie? Ponieważ nasza zatwardziałość nigdy nie topnieje, nigdy nie ustaje.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Jezus na Górze oliwnej w Ogrójcu



Z 11 Apostołami opuścił Jezus wieczernik i poprowadził ich boczną drogą przez dolinę Jozafata ku Górze oliwnej. Księżyc wychylał właśnie swą jasną tarczę z poza gór; a było to przed pełnią. Duszę Jezusa już zaczynał ogarniać smutek, zwiększający coraz bardziej się. Idąc przez dolinę Jozafata, rzekł Jezus do Apostołów: „Tutaj przyjdę kiedyś znowu, w owym ostatnim dniu, nie tak ubogi i opuszczony jak teraz, sądzić cały świat; wtenczas to wielu wołać będzie w trwodze: góry przykryjcie nas!" Uczniowie nie rozumieli słów tych Jezusa, mniemali jak już nieraz tego wieczora — że Jezus z osłabienia i znużenia mówi od rzeczy. Szli tak, przystając często i wciąż rozmawiając z Jezusem. Raz rzekł im Pan: „Wszyscy zgorszycie się ze Mnie tej nocy, gdyż napisano jest: Uderzę pasterza a rozproszą się owce. Lecz gdy zmartwychwstanę, uprzedzę was do Galilei." Skutkiem przyjęcia Najśw. Sakramentu, tudzież serdecznej, a uroczystej przemowy Jezusa w wieczerniku, byli Apostołowie pełni natchnienia, zapału i czułości. To też cisnęli się teraz koło Jezusa, na różny sposób okazując Mu swą miłość i obiecywali nigdy Go nie opuścić. Gdy mimo to Jezus przepowiadał im, że tak się stanie, Piotr, jak zwykle najgorliwszy, zawołał: „Choćby nawet wszyscy się. zgorszyli, to ja się nie zgorszę." Na co odrzekł mu Jezus: „Zaprawdę, powiadam ci, właśnie ty zaprzesz się Mnie trzykroć tej nocy, nim kur zapieje." Piotr nie chciał nawet przypuścić coś podobnego, więc rzekł jeszcze: „Choćbym na wet miał na śmierć pójść z Tobą, to jeszcze nie zaprę się Ciebie." Podobnie zapewniali i inni. Tak szli dalej, przystając często, a Jezus czuł coraz więcej opadającą Go tęsknotę. Apostołowie starali się wszelkimi siłami wytłumaczyć Mu ten smutek na sposób ludzki i zapewnić Go, że nie ma się czego lękać i trwożyć. Jednak, choć z uporem trwali przy swoim, daremne były ich perswazje, więc zniechęciwszy się, zaczęli wątpić i już pokusa zaczynała się wciskać do ich serc.
Obchodząc boczną drogą, przeszli przez potok Cedron po innym moście, nie po tym, którędy później wiedziono pojmanego Jezusa. Szli do Getsemane, oddalonego równe pół godziny drogi od wieczernika; gdyż od wieczernika do bramy wiodącej do doliny Jozafata, idzie się kwadrans, a stąd do Getsemane także tyle. W ostatnich dniach kilkakroć nocował |tu Jezus z uczniami i nauczał. Miejscowość cała składa się z kilku otwartych gospód, stojących próżno, i z wielkiego oparkanionego ogrodu letniego, zasadzonego szlachetnymi krzewami i mnóstwem drzew owocowych. Tu było zwyczajne miejsce zabaw, a także modlitwy. Po ogrodzie stoją rozrzucone cieniste altany. Ogród był zwykle zamknięty, lecz wielu mieszkańców, a także Apostołowie mieli klucze do bramy. Mieszkańcy, nie mający własnych ogrodów, urządzali tu nieraz uczty i zabawy. Ogród oliwny oddzielony jest drogą od ogrodu Getsemane i pnie się więcej ku szczytowi góry. Jest to ustronny zakątek górski, zasadzony drzewami oliwnymi, pełen grot i tarasów; mniejszy od ogrodu getsemańskiego, nie jest zamknięty, tylko otoczony wałem z ziemi. Z jednej strony jest więcej pielęgnowany; i tu są utrzymane w porządku siedzenia, ławki do wypoczynku, i obszerne, chłodne groty. Każdy może tu sobie obrać miejsce ustronne do modlitwy i rozmyślania. Tam, gdzie Jezus poszedł się modlić, jest już okolica dziksza.
Była mniej więcej godzina dziewiąta, gdy Jezus przybył z uczniami do Getsemane. Niebo zalane było światłem księżycowym, ale tu w dole panował posępny mrok. Jezus też smutniał coraz bardziej, a i Apostołów zdjął niepokój, gdy im oznajmił, że zbliża się już chwila niebezpieczeństwa. Zatrzymawszy się w ogrodzie Getsemańskim, koło altanki z gałęzi, kazał tu zostać ośmiu Apostołom, mówiąc: „Pozostańcie tu, a Ja pójdę na Moje miejsce, się modlić." Wziąwszy zaś z Sobą Piotra, Jana i Jakuba Starszego, przeszedł przez drogę, oddzielającą jeden ogród od drugiego, i szedł kilka minut nieco pod górę w głąb Ogrodu oliwnego. Nieopisany smutek napełniał serce Jego; czuł zbliżającą się trwogę i pokusy. Zauważywszy to Jan, zapytał Go, jak może tak trwożyć się, On, który dotychczas zawsze wszystkich pocieszał. A Jezus rzekł mu: „Smutna jest dusza Moja aż do śmierci." Rozglądnąwszy się w koło, ujrzał Jezus zbliżające się ze wszech stron strachy i pokusy, jakby kłęby chmur, pełne strasznych mar; wtedy to rzekł do trzech towarzyszów: Zostańcie tu, czuwajcie ze Mną i módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie!" Apostołowie pozostali, a Jezus poszedł nieco naprzód; lecz straszliwe mary tak dalece nacierały na Niego, że w głębokiej trwodze zboczył na lewo od miejsca, gdzie zostawił Apostołów. Była tu pod wystającym załomem skalnym grota około, sześć stóp w głąb; Apostołowie; pozostali od niej na prawo w naturalnym zagłębieniu gruntu. Ziemia zniżała się łagodnie ku grocie, wejście zaś do groty osłonięte było gęsto krzewami, zwieszającymi się z wystającej z góry skały, więc wnętrze groty zasłonięte było zupełnie przed oczami innych.

środa, 25 marca 2015

Zwiastowanie, czyli o pokorze Najświętszej Dziewicy



Jakoż, dnia pewnego wieczorem, trwając na modlitwie i czytając Pismo Boże, Maryja dłużej jak zwykle czuwała. Natrafiwszy w księgach Proroka na ten ustęp, gdzie on przepowiada narodzenie się Zbawiciela z dziewicy: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, i nazwą imię Jego Emanuel, co znaczy Bóg z nami”, uczuła w sercu żywsze jak kiedy pragnienie, aby to już co prędzej nastąpiło. To pobudziło Ją do tym gorętszej modlitwy błagalnej, którą zanosiła do Stwórcy Najwyższego, prosząc Go z całej siły, aby już dłużej nie odwlekał swego miłosierdzia nad światem, i zesłał Syna dla odkupienia ludzi. A że najulubieńszymi Jej modlitwami były Psalmy Dawidowe, jako natchnione przez Ducha Świętego i stąd zawierające w sobie wszelkie najwłaściwsze i najskuteczniejsze prośby do Boga, więc i wtedy otworzyły Psałterz. W nim natrafiła na psalm 84, i ten bardzo powoli, wyraz po wyrazie, z nadzwyczajnym podniesieniem ducha, odmawiała, sercem zatopiona w pragnieniu przyjścia na świat Zbawiciela, myślą wzniesiona do samego podnóżka Tronu Najwyższego, a duszą całą tak z Bogiem zjednoczona, jakby już nie na ziemi, lecz w niebie na łonie Trójcy Przenajświętszej umieszczona, twarzą w twarz, według wyrażenia Pisma świętego, w Boga się zapatrywała. Przy tym pełna pokory zawsze, w owej chwili tak się w nie pogrążyła, tak żywo przejęła się uczuciem Swojej nicości, tak się we własnych oczach poniżyła, że akt pokory, jaki czyniła wtenczas, i który jakby Ją wyniszczył w Niej samej, tak był wielkim, na jaki żadna dusza najpokorniejsza, ani przed Nią, ani po Niej się nie zdobyła. Obok tego zaś, modląc się o zesłanie co prędzej na świat Zbawiciela, błagała o to Boga z taką ufnością, że jakby pewną była, iż tym razem już Zbawiciel dłużej odwlekać nie będzie swojego przyjścia, ale ani przez myśl Jej nie przemknęło się, aby Ona to miała być Matką Boga Wcielonego.
Odmawiała psalm wyżej wymieniony i w te słowa modliła się do Boga: „Ubłogosławiłeś Panie ziemię swoją, bo, jak to nam przez Proroków zapowiedziałeś, postanowiłeś zesłać Syna Twojego na nią, abyś przez Niego wyzwolił z niewoli Jakuba pokolenie, które jest Twoim narodem wybranym. A gdy ten Syn Twój przyjściem swoim odkupi świat, wtedy odpuścisz nieprawość ludu Twego, pokryjesz wszystkie grzechy ich. Uśmierzysz Twój wszystek gniew: odwrócisz się od gniewu popędliwości Twojej. O! Panie, nie zwlekaj więc już dłużnej tego dzieła największego miłosierdzia Twojego, przyjdź, zstąp z nieba i nawróć nas Boże, Zbawicielu nasz, a oddal gniew Twój od nas. Czy na wieki będziesz się gniewać. Albo rozciągniesz gniew Twój, od rodzaju do rodzaju, od pokolenia do pokolenia, aż do końca świata? O! Panie, niech tak nie będzie! Boże, Ty się skłonisz ku nam i ożywisz nas; a lud Twój rozweseli się w Tobie. Okaż nam, Panie, miłosierdzie Twoje, a daj nam zbawienie Twoje, zsyłając już na ziemię Syna Twojego”. A gdy z kolei przyszła do tych słów tegoż Psalmu: „Będę słuchała, co będzie we mnie mówił Pan Bóg” i wymówiła je z nadzwyczajnym przejęciem się i wzruszeniem, z którego sama sprawy sobie zdać nie mogła, zatrzymała się na chwilę. I aby się tym zdolniejszą uczynić do wysłuchania, co Pan Bóg Jej powie, pogrążyła się w uczuciu Swojej nicości, uczyniła akt pokory najgłębszy, na jako zdobyć się może dusza ludzka.
Tymczasem Bóg Najwyższy, prośbami Jej zniewolony ostatecznie, a niezrównaną i najwyższą, jaką kiedy jaśniała jaka istota stworzona świętością ujęty, postanowił już dłużej nie zwlekać wcielenia się, to jest stania się człowiekiem, aby ród ludzki zbawić, i właśnie Jej przeczyste łono na to sobie obrał. Aby Ją wtedy o tym zawiadomić i Jej przyzwolenie otrzymać, umyślił posłać do Niej Archanioła Gabriela, który by Jej to zwiastował. Przyzwał go więc Bóg Ojciec i rzekł: „Udaj się do naszej najmilszej córki Maryi, poślubionej Józefowi, a która droższą Nam jest na wszystkie stworzenia, i powiedz Jej, że Syn mój „pożądał śliczności Jej” i wybrał Ją sobie za Matkę. Proś, aby Go mile przyjęła, gdyż postanowiłem dokonać przez Niego zbawienia całego rodu ludzkiego, puszczając w niepamięć wyrządzoną mi przez człowieka zniewagę. Archanioł Gabriel wysłuchawszy tego rozkazu, pełen wesela i radości, uleciał co prędzej z nieba na ziemię i stanął przed Maryją, właśnie w onej chwili, kiedy Ona odmawiając Psalm jak wyżej, przyszła do tych słów: „Będę słuchała, co we mnie będzie mówił Pan Bóg”, i zatrzymała się nad nimi.
Anioł oddawszy Jej najgłębszy pokłon, rzekł:

czwartek, 26 lutego 2015

Cierpienia czy przyjemności?

Słowa O. Pio na dzisiejszy dzień:

Cieszę się w cierpieniach ponieważ
wtedy widzę, że jestem coraz bliżej 
Pana Boga, Źródła wszelkiego dobra.
Módl się, módl się - błagam Cię o to!
Jest to bowiem największy dar miłości,
jaki możesz złożyć. Módl się więc nie
o zdrowie fizyczne, ale o zdrowie
duszy, na którym mi bardzo zależy.
(LGR 23)

Dzisiaj liczy się przede wszystkim zdrowie ciała a o zdrowiu duszy prawie nikt nie myśli.
Dlatego ludzie zamiast do nieba wpadają do piekła.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Próżna chwała....

Słowa O. Pio na dzisiejszy dzień:

Strzeż się umiłowania próżnej chwały,
będącej wadą ludzi pobożnych.
Ona pobudza nas ciągle do okazywania,
że jesteśmy więksi od innych,
do zdobywania szacunku u wszystkich.
Św. Paweł zwracał na to uwagę swoich
kochanych Filipian, kiedy napisał
"Niczego nie róbcie dla próżnej chwały" 
(Flp 2,3). 
(LCR 32)

Te słowa są ważne szczególnie dzisiaj, gdy tyle próżnej chwały słyszymy płynącej z Los Angeles, czyli Miasta Aniołów...

sobota, 17 stycznia 2015

Słowa O. Pio na dzisiejszy dzień



Oby Jezus był zawsze z Tobą
i sprawił byś zawsze spełniał
Jego najświętszą wolę!
Wszystkie nasze dobre działania
są zawsze zbrukane jakimś brakiem
zaufania w dobroć Bożą. To jest,
co prawda, bardzo cienka nitka,
która trzyma skrępowanego ducha,
lecz bardzo przeszkadza wzbić się do
lotu na drogach doskonałości i działać
ze świętą wolnością. To jest ciężka
krzywda, którą dusza wyrządza
naszemu Boskiemu Oblubieńcowi.
Niestety, najsłodszy Pan pozbawia nas
Bardzo wielu łask tylko dlatego,
że brama naszego serca nie jest
otwarta świętą ufnością.
(Epist. II 146)

 "Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą." Mt 7:13
W Dzienniczku św. Faustyny czytamy:
W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się - dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. Ale na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść; jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli [mieli] łzy w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia, i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach. (Dz 153)
Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie - ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie - nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka - jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka - jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka - jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka - jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest.
Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. (Dz. 741).
Wybór drogi należy do Ciebie.
"Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie." Mt 7:21