niedziela, 16 grudnia 2012

Cztery tysiące lat wyglądany...



Spośród wielu założycieli religii, tylko w jednym przypadku o Mesjaszu mówili Prorocy na kilka tysięcy lat przed narodzeniem a na kilkaset lat przed Jego Męką dokładnie ją opisał Prorok Izajasz, którego cytuje na początku swego kazania ks. Józef Stagraczyński, którego fragmenty przytaczam:
"Rodzaj ludzki przez grzech utracił ono pierwsze zbawienie od Boga, dane w raju. Odtąd tysiące lat wyczekiwał na drugie zbawienie, które Bóg obiecał. To drugie zbawienie widzieli Patriarchowie jakoby w mroku; jaśniej widzieli je Prorocy, –dziś to zbawienie stawa przed nami już w ciele, we widomej, dotykalnej postaci: "Słowo stało się ciałem...". 
Cztery niedziele adwentowe przypominają cztery tysiące lat wyczekiwania za spełnieniem się onej wielkiej obietnicy Pańskiej. Tyle czasu było potrzeba, zanim się zjawiło to drugie zbawienie od Boga. Cztery tysiące lat!... Wobec tego ogromu czasu nasuwa się samo przez się pytanie: Dlaczego to Bóg przez cztery tysiące lat trzymał niebo niejako zamknięte; dlaczego tak długo odwłóczył zesłanie zbawienia swojego? – Cztery tysiące lat! Jako piasek nad brzegiem morskim, którego nikt nie policzy, syny Adamowe zapadały bez liczby w przepaść wieczności, a nie oglądały tego zbawienia od Boga. Widzieli coraz rosnącą grzechu potęgę, widzieli zniszczenie, które grzech szerzył, przemocą grzechu zgnębieni szli na zatracenie bez liczby i końca. Z krzykiem wielkim błagali niebiosa, by się otworzyły i zesłały im zbawienie od Boga; lecz niebo zdawało się być głuche, obojętne na te błagania. 
Mogłoby się zdawać, że się to nie zgadza z nieskończoną miłością Pana Boga, iż przez cztery tysiące lat dozwolił panować ciemnościom i śmierci nad ziemią. On taki miłościwy, On, który się lituje nad wszystkim, co stworzył, a jednak tak długo czekał, zanim zesłał zbawienie swoje... 
Nad tym pytaniem dziś się zastanowimy. 
Cztery tysiące lat, które poprzedziły przyjście Zbawiciela świata, to

I. Dowód sprawiedliwości Boskiej, którą ludzie mieli wpierw poznać w całej potędze.
II. Dowód zmiłowania Boskiego, aby ludzie przez tak długi czas nędzy tym goręcej pragnęli Zbawiciela.
III. Dowód wielkości tego zbawienia, które dopiero po długich przygotowaniach zjawić się mogło.

Jak okręt, pozbawiony steru i przewodnika, wśród burzy nocnej miotany falami na wszestrony, każdego momentu narażon jest na rozbicie i zatonięcie: tak naród ludzki, skutkiem upadku Adamowego pozbawiony światła i prawdy, błąkał się po drogach ziemskiego żywota, miotany nawałnością rozhukanych żądz swoich, pędzony na przepaść zatracenia.

"Stróżu, co z nocy? Stróżu, co z nocy?" (Iz. 21, 11) – tak wołał świat w trwodze serca swojego, gdy poranek odkupienia nie nadchodził, przyjść nie chciał...

I czemuż to Pan ociągał się tak długo z pomocą? Czemu nie przysłał obiecanego Zbawiciela o kilka tysięcy lat prędzej, zanim zepsucie ludzkie doszło do takiej wysokości? Albo czemu zaraz po upadku nie nastąpiło odkupienie? 
Odpowiadam: Dlatego, bo było potrzeba, aby świat wprzód poznał i uczuł sprawiedliwość Boską, a tym samym wielkość i ciężkość winy swojej. 

niedziela, 9 grudnia 2012

"Sobór Watykański II" – największa katastrofa w historii świata



Vaticanum II to najbardziej tragiczne wydarzenie dwudziestego wieku, a właściwie w całej historii świata, gdyż stał się przyczyną powszechnego odstępstwa od wiary przepowiedzianego przez świętego Pawła w Drugim Liście do Tesaloniczan. "Sobór Watykański II" zupełnie zniszczył cnotę wiary u niezliczonych milionów dusz, niwecząc tym samym wszelką nadzieję zbawienia dla tych ogromnych rzesz ludzi. 
Przez nadprzyrodzoną cnotę wiary, wlaną przez Boga przy chrzcie świętym (lub u osób dorosłych w wielu przypadkach jeszcze przed chrztem) wierzymy we wszystko, co Bóg objawił i co podaje Kościół katolicki jako od Boga objawione. Tym, co skłania nas byśmy uwierzyli jest autorytet Boga objawiającego oraz autorytet Kościoła przekazującego prawdy wiary. Kościół otrzymuje władzę do przekazywania Boskich prawd od Samego Boga i dlatego też jest nieomylny, gdy podaje doktrynę w sposób powszechny i definitywny. Przez cnotę wiary spełniamy akt przyjęcia tych prawd, przyzwolenia, które jest tak niezachwiane i tak absolutne, że musimy raczej przyjąć śmierć niż zezwolić na zmianę najmniejszej joty choćby jednego dogmatu. Chwałą męczenników jest ich gotowość, by raczej umrzeć niż zaprzeć się wiary.  
A zatem przedmiotem wiary jest depozyt świętych dogmatów i świętych nauk moralnych, które Kościół katolicki do wierzenia podaje. Ponieważ doktryny te pochodzą od Samego Boga, są one absolutnie niezmienne, to jest, niepodlegające żadnym zmianom, nawet przez władzę samego Kościoła. Tym samym Kościół katolicki opiera się na niezachwianych fundamentach niezmiennej prawdy. Wszystkie jego zasady dyscypliny, pobożności, liturgiczne praktyki, postawy, filozofia, kultura a nawet sztuki piękne pochodzą z tego źródła niezmiennej prawdy, powszechnie znanej jako depozyt wiary. Skutkiem tego wszystkie wyżej wymienione elementy Kościoła, choć utworzone przez człowieka, mają w samej swej istocie udział w owej niezmienności. Znaczy to, że wszystkie z tych rzeczy muszą pozostać w istocie swej takie same na przestrzeni całej historii Kościoła, wbrew przygodnym zmianom zależnym od czasu, okoliczności czy regionalnych kultur. 
Nadprzyrodzonym pięknem Kościoła katolickiego sprzed Vaticanum II jest to, że ta zasadnicza jedność istniała wszędzie i w każdym czasie jego historii: jedność wiary, jedność dyscypliny, jedność liturgicznego kultu. Tę absolutną jedność wiary można bowiem dostrzec wszędzie i w każdym czasie we wszystkich katolickich kościołach, wraz z właściwą jej zasadniczą jednością wszystkich elementów wytworzonych przez człowieka, które wypływają bezpośrednio z nadprzyrodzonego depozytu wiary Kościoła. 

sobota, 10 listopada 2012

Kazanie ks. Skargi na ostatnią niedzielę Roku Kościelnego.

Ewangelia u Mateusza św. w XXIV rozdziale.


Onego czasu mówił Pan Jezus uczniom swoim: Gdy ujrzycie brzydkie spustoszenie, które jest przepowiedziane przez Daniela proroka, stojące na miejscu świętym (kto czyta, niech rozumie), tedy, którzy są w judzkiej ziemi, niech uciekają na góry, a kto by był na domie, niechaj nie zstępuje, aby co wziął z domu swego; a kto na roli, niech się nazad nie wraca brać sukni swojej. A biada brzemiennym i piersiami karmiącym w one dni. Proścież tedy, aby uciekanie wasze nie było zimie abo w szabat. Abowiem naonczas będzie wielki ucisk, jaki nie był od początku świata aż dotąd, ani będzie. A gdyby nie były skrócone dni one, nie byłby zachowany żaden człowiek, ale dla wybranych będą skrócone dni one. Tedy jeśliby wam kto rzekł: Oto tu jest Chrystus abo ondzie – nie wierz­cie. Abowiem powstaną fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy, i czynić będą znamiona wielkie i cuda, tak iżby zwiedli (by mogło być), i wybrane. Otomci wam opowiedział. Jeśliby tedy wam rzekli: Oto na puszczy jest – nie wychodźcie; oto jest w zamknieniu – nie wierzcie. Abowiem jako błyskawica wychodzi od wschodu słońca i okazuje się aż na zachodzie, tak będzie i przyście Syna człowieczego. Gdziećkolwiek będzie ciało, tam się i orłowie zgromadzą. A natychmiast po utrapieniu onych dni słońce się zaćmi i księżyc nie da światłości swojej, a gwiazdy będą padać z nieba i moce niebieskie poruszone będą, a naonczas się ukaże znak Syna człowieczego na niebie. I tedy będą narzekać wszytkie pokolenia ziemie, i ujrzą Syna człowieczego przychodzącego w obło­kach niebieskich z mocą wielką i z majestatem. I pośle Anioły swe z trąbą i z głosem wielkim, i zgromadzą wybrane jego ze czterech wiatrów, od krajów niebios aż do krajów ich. A od figowego drzewa uczcie się podobieństwa. Gdy już gałąź jego odmładza się i liście wypuszcza, znacie, iż blisko jest lato. Także i wy, gdy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, iż blisko jest we drzwiach. Zaprawdę powia­dam wam, iż nie przeminie ten naród, ażby się stało to wszytko. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą.
Gdy się niektórzy z Uczniów Pana i Boga naszego Jezu Chrysta onemu wspaniałemu i drogiemu budowaniu kościoła Salomonowego dziwowali i mówili: Mistrzu, patrz, jakie to ka­mienie i jakie budowanie, powiedział Pan (1): Widzicie to wszytko wielkie budowanie, a przedsię na to przyjdzie, iż się kamień na kamieniu nie zostoi, który by skażony nie był. Wiedząc Uczniowie, iż słowo Jego, jako mówi Pismo (2), na ziemię nie padnie, a iż On wszytko, jako Bóg i wielki Prorok, wie i wi­dzi, co ma być potem, upatrzywszy czas, gdy siedział Pan na górze oliwnej, spytali Go: Kiedy to będzie i co za znaki przyj­ścia Twego i dokończenia świata? Tedy im Pan wielkie pro­roctwo w dzisiejszej Ewangeliej objawił – nie tylo o zburzeniu kościoła i Jeruzalem i wszytkiego królestwa onego, ale i o przyściu swoim na sąd i o skończeniu świata tego. Które proroctwo wedle zwyczaju prorockiego zatrudnił Pan, i pomieszał te trzy rzeczy, nie chcąc im czasu i roku i dni opowiedzieć, ale im i nam znaki pewne dał, po których domyślać się możem, kiedy te tak srogie i straszliwe odmiany przypaść miały. A iż się już po zburzeniu Jeruzalem prawdziwym Prorokiem Pan Jezus pokazał, i to się bez chyby uiści, iż świat ten koniec weźmie, a na sąd przyjdzie tenże Zbawiciel nasz, jako zawżdy wyznawamy i czekamy. O przyściu Jego na sąd w przyszłą nie­dzielę, da li Bóg, nauczać będziem, a dziś o końcu świata tego rozmyślajmy, co nam Kościół na końcu roku swego przekłada.
Kiedy ten świat koniec mieć ma, a które tego znaki będą, i o antychryście

wtorek, 6 listopada 2012

O nieczystości - kazanie św. Jana Vianneya



Związawszy ręce i nogi jego, wrzućcie go w ciemności zewnętrzne, tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" (Mt 22,13).

Jeżeli każdy grzech śmiertelny może nas wtrącić do piekła, to cóż dopiero mówić o haniebnym grzechu nieczystości? Czy już sama nazwa tego występku nie powinna przerazić każdego człowieka, a tym bardziej chrześcijanina? Ach, gdybym mógł przedstawić wam dokładnie, jak ten grzech jest czarnym i brzydkim występkiem, może byście go staranniej unikali i większy doń wstręt czuli! Boże mój! Jak może chrześcijanin oddawać się namiętności, która go tak strasznie poniża, która go hańbi i upadla jako nierozumne zwierzę! Jak może oddawać się tej po prostu zbrodni, która szerzy okropne zniszczenie w duszy ludzkiej? Przecież jest świątynią Boga i żywym członkiem owego mistycznego ciała, którego głową jest Jezus Chrystus. - I czemu człowiek wala się w kałuży haniebnej rozwiązłości, która mu skraca życie, pozbawia go sławy i naraża na wieczność nieszczęśliwą? Byście strzegli się tego grzechu, przedstawię wam najpierw całą jego ohydę; po wtóre, w jaki sposób możemy się go ustrzec; po trzecie, wskażę wam przyczyny tego grzechu, a wreszcie pouczę was, jakich należy używać środków do obrony przed nim.

Chcąc wam należycie przedstawić ciężkość tego przeklętego grzechu, który tyle dusz wiedzie na stracenie, należałoby otworzyć przed waszymi oczyma piekło z całą jego grozą i wskazać, jak strasznie chłoszcze wszechmoc Boża nieszczęśliwe ofiary tego występku. - Przyznacie, że człowiek nie zdoła pojąć należycie szkarady tego grzechu i surowości Bożej, która karze na wieki nieczystych. Powiem tylko tyle, że kto popełnia grzech nieczysty, dopuszcza się pewnego rodzaju świętokradztwa, bo znieważa członki Chrystusowe i świątynię Ducha Świętego, którą jest nasze ciało (1 Kor 6, 15. 19). Z tego można choć nieco pojąć, jak wielką obrazą Bożą jest ten grzech i na jak wielkie zasługuje kary. Ach, bracia moi, należałoby teraz przedstawić wam bezwstydną królową Jezabel, która tyle zgubiła dusz swoim nierządem; niechby ona sama namalowała wam straszny, ponury i rozpaczliwy obraz tych mąk, które obecnie ponosi i ponosić będzie w piekle na wieki. Usłyszelibyście, jak jęczy pośród pożerających płomieni: „Biada mi! Jak okropnie cierpię! Żegnam cię piękne niebo, już cię nigdy nie będę oglądać, już się dla mnie wszystko skończyło. Przeklęty grzechu nieczysty, twoją nagrodą są płomienie, które mnie teraz pożerają.- Jak drogo muszę opłacać brudną i chwilową przyjemność! Gdybym mogła wrócić jeszcze na ziemię, umiałabym cenić cnotę czystości!".

Pójdziemy jeszcze nieco dalej, byście mogli dokładniej poznać szkaradę tego grzechu. Nie mówię tu o poganinie, który nie miał szczęścia poznać dobrego Boga; mam na uwadze chrześcijanina, który powinien wiedzieć, że ten grzech pozbawia dziedzictwa niebieskiego, że synów Bożych czyni synami gniewu i odrzucenia. Jeszcze raz powtarzam, że mam na myśli chrześcijan, których Jezus Chrystus odkupił swą Krwią Przenajświętszą i uczynił ich mieszkaniem i przybytkiem Bożym. Trudno mi pojąć, jak może chrześcijanin oddawać się tej szkaradzie. Już sama myśl o tym powinna przejąć człowieka śmiertelną trwogą. Mówi Duch Święty, że ów nędznik, który oddaje się rozwiązłości, zasługuje na to, by po nim deptał duch piekielny, jak po śmiecisku depczą stopy ludzkie (Ekli 9, 10). „Każda niewiasta, która jest nierządna, jako gnój na drodze podeptana będzie". Pewnego dnia objawił Chrystus św. Brygidzie, że zgotował straszne męczarnie dla rozpustników i że niemal wszyscy ludzie stali się łupem tego haniebnego występku.

Weźmy do ręki Pismo Święte, a zobaczymy, jak surowo ściga Bóg nieczystych od początku świata.


Patrzcie, jak ludzie przed potopem oddają się temu potwornemu nierządowi. Miłosierny Bóg nie może znieść tego widoku; żałuje, że stworzył człowieka i postanawia go surowo ukarać. Otwierają się więc katarakty niebieskie, wody potopu zalewają świat cały i oczyszczają zbrukaną ziemię (Rdz 6). Idźmy dalej. Oto mieszkańcy Sodomy i Gomory wraz z sąsiednimi miastami oddali się okropnym występkom. Słusznym gniewem uniesiony Bóg, spuszcza na te przeklęte miejsca ognisty deszcz i pali wszystkie żyjące istoty. Ogień i siarka zabija wszystko: ludzi, zwierzęta, drzewa, nawet ziemia i kamienie stały się ofiarą gniewu Bożego. Gdzie bowiem przedtem były urodzajne niwy i piękne skaliste wzgórza, tam teraz widzimy Morze Martwe, w którym żadna ryba nie może się utrzymać. Czasem na jego brzegach spotkasz coś na kształt owoców, które są jedynie garścią popiołu łudzącą oko ludzkie (Rdz 19). W innym miejscu czytamy, jak Pan Bóg rozkazał ukarać śmiercią dwadzieścia cztery tysiące ludzi za to, że oddali się rozpuście (Lb 25, 9).

Śmiało możemy twierdzić, że ten przeklęty grzech był prawie zawsze przyczyną wszelkich nieszczęść dla ludu wybranego. Patrzcie na Dawida, Salomona i inne postacie biblijne. Co było powodem chłosty, która dotknęła te osobistości wraz z ich poddanymi, jeżeli nie ten przeklęły występek? O Boże mój, ile dusz porywa Ci ten grzech! Ile ofiar dostarcza piekłu!

Również w Nowym Testamencie nie mniejsze są chłosty za rozpustę. Św. Jan widzi w Objawieniu grzech nieczysty w postaci niewiasty, siedzącej na zwierzęciu potwornym, które ma siedem głów i siedem rogów (Ap 17, 3). - Chce nas przez to pouczyć, jak grzech cielesny rzuca się na wszystkie przykazania Boże, jak jest powodem ich przestąpienia - jak mieści w sobie wszystkie grzechy główne. Jeżeli chcecie przekonać się o tej prawdzie, przypatrzcie się występkom człowieka nieczystego. Zobaczycie na własne oczy, że przekracza on wszystkie przykazania i staje się winnym wszystkich grzechów głównych, kiedy idzie za pożądliwością ciała. Nie potrzebuję wchodzić we wszystkie szczegóły, wy sami poznajecie to naocznie. Dodam tylko, że żaden grzech nie bywa powodem tylu świętokradztw. Wielu ludzi nie widzi tego; inni zaś, choć dobrze to poznają, nie chcą spowiadać się z tych nieodrodnych córek rozwiązłości. Dopiero na Sądzie Ostatecznym poznamy, ilu to ludzi wtrąciła nieczystość na wieczne potępienie. Tak, bracia moi, grzech ten jest okropnie szkaradnym i dlatego ludzie tajemnie go popełniają. Chcą go nawet ukryć w oczach własnych, bo dobrze wiedzą, jak ich upadla.

Abyście łatwiej zrozumieli, jak częsty jest między chrześcijanami, wyłożę wam obecnie, w iloraki sposób można go popełnić. Przeciwko szóstemu przykazaniu wykraczają ludzie: myślami, pragnieniami, spojrzeniami, słowami, uczynkami i okazjami.

Najpierw myślami. Wielu nie umie odróżnić myśli od pragnienia – stąd łatwo zdarzają się świętokradzkie spowiedzi. Zła myśl wtedy jest grzeszną, kiedy zastanawiamy się dobrowolnie nad nieskromną rzeczą, odnoszącą się do nas samych lub do drugich osób; chociaż jeszcze nie mamy chęci spełniania tej myśli, pełzamy myślą po tych przedmiotach brudnych i nieuczciwych. Przy spowiedzi należy powiedzieć, jak długo myśleliście o nie moralnej rzeczy; należy również wyznać, czy przypominaliście sobie nieuczciwą rozmowę, czy jakąś dawniejszą grzeszną poufność lub widziany przedmiot. - Zły duch stawia przed wasze oczy nieskromne rzeczy w tej nadziei, że skłoni was do grzechu przynajmniej myślą. Grzeszymy także pragnieniami. - Między myślą a pragnieniem zachodzi ta różnica, że pragnienie dąży do wykonania tego, o czym myślimy. Kto chce spełnić grzech nieczysty, kto szuka do tego sposobności, ten grzeszy pragnieniem. Naturalnie trzeba przy spowiedzi powiedzieć, czy to pragnienie ukrywało się jeszcze w duszy, czy też używaliśmy pewnych środków do jego spełnienia, czy zaczepialiśmy osoby w złym zamiarze, następnie kogo chcieliśmy nakłonić do złego: czy brata, czy siostrę, czy dziecko, czy matkę, czy siostrzenicę, czy bratanka, czy kuzyna. - Gdyby ktoś nie wyznał z własnej winy tych okoliczności, jego spowiedź nic by nie była warta. Rozumie się, że nie trzeba wymieniać osób po nazwisku. Gdyby ktoś nie powiedział, że dopuścił się czegoś nieuczciwego z bratem albo siostrą, gdyby jedynie ogólnikowo oskarżał się, że zgrzeszył przeciwko cnocie czystości, takie wyznanie nie wystarczyłoby wcale.

Grzeszy także, gdy ktoś rzuca oczyma na przedmioty nieczyste i w ogóle na takie rzeczy, które łatwo mogą nas przywieść do upadku. Wzrok jest bramą, przez którą często wchodzi grzech do duszy. Dlatego powiedział Hiob sprawiedliwy: „Uczyniłem przymierze z oczyma swymi, abym ani pomyślał o pannie" (Hi 31, 1).

Grzeszyć możemy dalej słowami. Przez mowę wyrażamy na zewnątrz to, co myślimy, co dzieje się w naszym sercu. Należy się więc oskarżyć ze wszystkich nieczystych słów i dodać, jak długo trwała brudna rozmowa, jakie pobudki skłoniły was do niej, wobec ilu i wobec jakich osób mówiliście o nieczystych rzeczach. Ach, bracia moi, dla wielu dzieci byłoby lepiej, gdyby wpadły w łapy tygrysa lub lwa, zamiast dostać się w towarzystwo wyuzdanych ludzi. Z obfitości serca mówią usta. Stąd łatwo zrozumiecie, jak muszą być zepsute serca tych niegodziwców, którzy brudzą się i tarzają w błocie nieczystości. O Boże, Tyś sam powiedział, że z owocu poznaje się drzewo! Ze szkaradnych rozmów poznaje się zgniliznę duchową człowieka.

Grzeszyć można następnie uczynkami. Do nich należą: niedozwolone dotykania siebie samych lub innych, nieskromne pocałunki, o czym nie chcę bliżej mówić, bo wy to dobrze rozumiecie. Niestety, gdzie są ci, którzy oskarżaliby się z tego na spowiedziach! Nic też dziwnego, powtarzam jeszcze raz, że grzech nieczysty bywa powodem tylu świętokradztw. Poznamy to należycie w owym strasznym dniu pomsty Bożej! Ile to dziewcząt spędza dwie albo trzy godziny w samotności z ludźmi niemoralnymi? Jakie tam ohydne prowadzą rozmowy, jak wtedy usta są prawdziwie czeluściami piekielnymi! Ach, mój Boże, jak ma się nie zapalić żądza wśród tak gwałtownego ognia? Grzeszy się wreszcie, jeżeli komuś daje się okazję do grzechu nieczystego lub jej ulega. Odnosi się to przede wszystkim do kobiet, które stroją się przesadnie i przez to dają zgorszenie drugim. Poznają dopiero na sądzie Bożym, ile przez to spowodowały upadków. Wielka wina ciąży również na tych osobach, które dopuszczają się przeróżnych flirtów i kokieterii. - Nie można także usprawiedliwić człowieka, który wdaje się z takimi osobami w rozmowę. Być może, że nie znajduje w niej przyjemności; źle jednak czyni, bo dobrowolnie naraża się na niebezpieczeństwo. Niech mają się na baczności osoby, które pod pretekstem narzeczeństwa za często widują się i spędzają nieraz długie chwile nawet w nocy. Wszystkie uściski, jakie się wtedy zdarzają, tchną zmysłowością i są niemal zawsze grzechami śmiertelnymi. Dlatego zaręczeni powinni ostrożnie postępować, by ich Bóg kiedyś ciężko nie karał za grzechy popełnione przed zawarciem związków małżeńskich. Rodzeństwo powinno niemniej uważać na to, by się nie trafiały żadne poufałości. Ciężka odpowiedzialność czeka rodziców, jeżeli nie czuwają nad postępkami swych dzieci.

Grzeszy także przeciwko świętej cnocie czystości, kto w nocy pokazuje się ludziom bez należytego okrycia, gdy tak np. idzie otwierać bramę albo usłużyć choremu. Powinna i matka uważać na to, by nie spoglądała nieskromnie na swe dzieci i nie pozwalała sobie na niepotrzebne dotknięcia. Ojcowie, matki i gospodarze odpowiedzą surowo przed Bogiem za to, jeżeli z ich winy pokażą się między dziećmi i służbą grzeszne poufałości.

Dopuszcza się grzechu i ten, kto sam czyta złe książki, pożycza je drugim lub szerzy lekkomyślne piosenki. Złem są także czułostkowe listy i korespondencje. Uczestniczy dalej w grzechu cudzym ten, kto ułatwia młodym ludziom spotkanie pod pretekstem narzeczeństwa.

Jeżeli chcecie, by wasze spowiedzi były dobre, musicie wyznać wszystkie okoliczności obciążające.[1] Jeżeli dopuszczacie się grzechu z osobą rozpustną, stajecie się sługami i niewolnikami czarta i narażacie się na potępienie wieczne. Gdybyście jednak kogoś młodego przywiedli do grzechu po raz pierwszy, pozbawili go niewinności i kwiatu dziewictwa, gdybyście otworzyli czartu bramę do serca tej osoby, gdybyście zamknęli niebo dla tej duszy, która była przedmiotem miłości Trójcy Przenajświętszej, gdybyście z niej uczynili przedmiot godny przekleństwa na ziemi i w niebie, popełnilibyście grzech daleko cięższy i musielibyście się z tego spowiadać. Zgrzeszyć z osobą wolnego stanu, niezamężną, wcale niekrewną, jest ciężkim występkiem według nauki św. Pawła, jest grzechem, który zamyka niebo, a otwiera przepaści wieczne. Daleko jednak cięższa zachodzi zbrodnia, gdy grzeszy się z osobą zamężną. Jest to bowiem straszna niewierność, która profanuje i unicestwia wszystkie łaski sakramentu małżeństwa; to straszne wiarołomstwo i podeptanie nogami przysiąg, złożonych przy ołtarzu nie tylko w obecności aniołów, lecz także Jezusa Chrystusa! Zbrodnia ta sprowadza przekleństwo na cały dom i parafię. Grzech z osobą niekrewną i niezamężną jest śmiertelnym i gubi nas wiecznie. Kto jednak grzeszy mimo węzłów małżeńskich lub pokrewieństwa, jak np. ojciec z córką, matka z synem, brat z siostrą, brat przyrodni z siostrą przyrodnią, kuzyn z kuzynką, popełnia tak ciężką zbrodnię, że sobie już większej nie można wyobrazić. Drwi sobie bowiem z najświętszych reguł wstydliwości, poniewiera i depcze wszelkie prawa religii i natury. Grzech wreszcie z osobą poświęconą Bogu jest szczytem złego, bo strasznym świętokradztwem. O mój Boże, jak mogą chrześcijanie oddawać się takim bezwstydnościom! Gdybyśmy przynajmniej po tych okropnych upadkach uciekali się do Boga, prosili Go o przebaczenie, by nas raczył wyrwać z tej głębokiej przepaści! Co sobie pomyśleć, kiedy wielka część ludzi, pomimo tego grzechu, żyje spokojnie i z otwartymi oczyma leci na potępienie?

Może mnie teraz zapytacie, co zazwyczaj prowadzi do upadku. Każde dziecko, które uczy się katechizmu, może z łatwością odpowiedzieć, że powodem tego bywają tańce, bale, częste i poufałe przestawanie z osobami płci drugiej, śpiewki, słowa zanadto wolne, nieskromne ubranie, zbytek w pokarmach i napojach.

Dlaczego przebranie miary w piciu i jedzeniu prowadzi do złego? Oto dlatego, że ciało pożąda przeciwko duchowi, dąży do jego zguby. Trzeba je zatem koniecznie umartwiać, inaczej prędzej czy później wtrąci duszę do piekła. Osoba, której zależy na zbawieniu duszy, umartwia się codziennie choćby w małej rzeczy, jak w pokarmie, napoju albo spoczynku. Św. Augustyn twierdzi, że pijaństwo prowadzi z łatwością do nieczystości. Wstąpcie na chwilę do karczmy albo bądźcie chwilę w towarzystwie pijaka, a przekonacie się, że na jego ustach prawie zawsze są słowa wstrętne i brudne; przekonacie się niemniej, że jego uczynki są haniebne, których nigdy by się nie dopuścił na trzeźwo. Jeżeli zatem, bracia drodzy, prag­niecie zachować czystość duszy, musicie koniecznie odmówić coś swemu ciału, inaczej poprowadzi was na potępienie.

Również bale i tańce są pod tym względem bardzo niebezpieczne. Wskutek nich przynajmniej trzy czwarte młodych ludzi dostaje się w ręce ducha nieczystego. - Nie potrzebuję wam tego dowodzić, bo to wiecie, niestety, z własnego już doświadczenia. Iłu złych myśli, brudnych pragnień i niemoralnych uczynków powodem były tańce. Nie dziwię się dlaczego aż osiem synodów francuskich pod ciężkimi karami zabraniało swawolnych zabaw. Ale powiecie: Dlaczego niektórzy księża dają za to rozgrzeszenie? Na to odpowiem tyle, że każdy za siebie złoży rachunek przed Bogiem. Dlaczego ginie tylu młodych ludzi? Dlaczego nie uczęszczają do sakramentów świętych? Dlaczego opuszczają modlitwę? Powodem tego są zabawy i tańce, które przeciągają się długo w noc. - Ile to dziewcząt utraciło z tego powodu swe dobre imię, swą biedną duszę, niebo i Boga! Twierdzi św. Augustyn, że mniejszym złem byłoby pracować przez całą niedzielę, niż spędzić ją na tańcach. Tak, moi bracia, na Sądzie Ostatecznym poznamy, że przez zanadto światowe zabawy dziewczęta więcej popełniły grzechów, niż mają włosów na głowie. Ile wtedy bywa złych spojrzeń, pragnień, nieskromnych dotknięć, słów nieczystych, namiętnych uścisków, ile zazdrości i kłótni? - Powiedział dobrze cierpiący Hiob: „Trzymają bęben i harfę i weselą się przy głosie muzyki. Prowadzą w dobrach dni swoje, a w mgnieniu oka do piekła zstępują" (Hi 21, 12-13). - Prorok Ezechiel z rozkazu Bożego mówi do Żydów, że za tańce spadnie na nich surowa kara, by się lękał wszystek lud izraelski. Św. Jan Chryzostom twierdzi, że patriarchowie: Abraham, Izaak i Jakub nie pozwalali wyprawiać tańców na swym weselu z obawy przed karą niebios. Zresztą nie potrzebuję długo szukać na to dowodów. Pytam was tylko, powiedźcie szczerze, czy chcielibyście umrzeć zaraz po powrocie z tańców? Bez wątpienia, że nie. Sami poniekąd przyznacie, że zbytecznie oddawać się zabawom jest rzeczą złą i że z tego trzeba się spowiadać. Za czasów św. Karola Boromeusza skazywano na surową pokutę osoby, które hulaszcze prowadziły życie, a nawet je niekiedy ekskomunikowano. W godzinie śmierci przekonacie się o prawdziwości moich słów, lecz dla wielu nie będzie już czasu na poprawę. Chyba ślepi będą dowodzili, że przy tańcach nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. A czemu to osoby, pragnące zdobyć sobie niebo, unikały starannie zabaw i tańców, i żałowały za wszystkie szały młodości? Teraz łudzimy się, nadejdzie jednak dzień, w którym spadną nam łuski z oczu, w którym na nic się nie zdadzą wszelkie wymówki; w dniu tym innymi oczyma będziemy patrzeć na świat.

Nieskromność i przesada w ubraniu prowadzi również do tego wstręt­nego występku. Próżność w strojach powoduje bardzo często lubieżne spojrzenia, złe myśli i dwuznaczne, nieuczciwe rozmowy. Czy chcesz choć w części poznać wynikłe stąd zło? Na chwilę upadnij przed krzyżem na kolana, jak gdyby miano cię już sądzić na wieki. Osoby światowe są źródłem nieczystości i zabójczą trucizną dla tych, którzy nie mają dostatecznej siły do walki z okazjami. Gorszyciele mają częstokroć minę wyzywającą i śmiało rzucają oczyma. Z ich zachowania można zaraz poznać, że są zatruci nieczystością i usiłują zranić śmiertelnie tych, którzy nie oględnie spoglądają. Zaprawdę, ile to zgniłych serc błąka się po świecie, serc palonych żądzą i podobnych do gorejącej wiązki słomy? Jeżeli poznaliście, jak wielkim złem jest nieczystość i w iloraki sposób można dopuścić się tego grzechu, proście dobrego Boga, by napełnił was świętą bojaźnią i zachował od szkaradnych upadków.

Zastanówmy się teraz, co trzeba czynić, aby ustrzec się tego okrop­nego grzechu, który tyle biednych dusz prowadzi na potępienie. Środki te wskazuje już nauka katechizmowa; dlatego niejedno dziecko umiało je wyliczyć. Główne z nich są następujące: życie skupione, modlitwa, uczęszczanie do sakramentów świętych, gorące nabożeństwo do Matki Najświętszej, unikanie niebezpiecznych okazji, szybkie odrzucanie myśli nieczystych, które nasuwa zły duch.

Powiedziałem, że trzeba miłować życie skupione. Nie nakazuję wam tu wcale, byście kryli się w odludnych lasach albo klasztorach, co zresztą byłoby dla was wielkim szczęściem. Chcę was tylko zachęcić, byście unikali osób, które chętnie mówią o rzeczach śliskich, mogących splamić wyobraźnię, albo które zajmują się wyłącznie sprawami doczesnymi, a o Bogu nie myślą wcale. Szczególnie w niedzielę, zamiast iść na wizytę do sąsiada lub sąsiadki, weźcie do ręki książkę, np. „Naśladowanie Chrystusa" albo „Żywoty świętych" i czytajcie z uwagą. Przez taką lekturę pouczycie się, ile to pokus zwalczyli wybrani Pańscy, ile ponieśli ofiar, by podobać się Bogu i zbawić duszę. Czytanie pobożne doda wam zapału do cnoty i bogobojnego życia. Czytając żywoty świętych, powiecie może do siebie, jak ciężko ranny św. Ignacy Loyola odezwał się do siebie: „Czemu nie miałbym czynić tego, co czynili ci święci? Czy dobry Bóg nie dopomoże mi do zwycięstwa, jak im dopomógł? Czy nie dla mnie przeznaczone to samo niebo, które oni już zdobyli? Czy nie mam lękać się tego samego piekła?". Tak, bracia moi, trzeba unikać ludzi, którzy nie mają w sercu miłości Bożej. Tylko z konieczności, kiedy obowiązek nas wzywa, obcujmy ze światem.

Musimy następnie miłować modlitwę, jeżeli chcemy zachować czystość serca. Bowiem cnota niewinności jest darem niebios i dlatego trzeba się o nią modlić. Przez modlitwę obcujemy z Bogiem, aniołami i świętymi i uduchowiamy się. Serce i umysł odrywają się powoli od stworzeń, zatapiają się w rzeczach wyższych i miłują dobra niebieskie. Nie myślcie jednak, że za każdą pokusą obrażamy dobrego Boga. Grzech zależy od zezwolenia woli i przyjemności, której człowiek w nim szuka. Choćby nawet pokusa trwała osiem do piętnastu dni, wyjdziemy z niej cało i piękniejszymi, niż młodzieńcy z rozpalonego pieca w Babilonie, jeżeli tylko będziemy mieli wstręt do grzechu. Trzeba więc prędko uciekać się do Boga, mówiąc: „Boże, pośpiesz mi z pomocą; Ty wiesz, że bez Ciebie nic uczynić nie mogę, że tak bardzo jestem skłonny do grzechu. Wzmocniony Twą łaską, z pewnością odniosę zwycięstwo! Ach, Najświętsza Dziewico, nie dozwól, aby czart porwał mą duszę, za którą tyle cierpiał Twój Boski Syn".

Aby zachować czystość, trzeba przystępować godnie do sakramentów świętych. Kto często i pobożnie czerpie z tych zdrojów Zbawicielowych, z łatwością zachowa tę piękną cnotę. Wie o tym dobrze duch piekielny i dlatego stara się nas odwieść od spowiedzi i Komunii Świętych lub usiłuje skłonić nas do ich profanacji. Budzi w nas obawę, niepokój i wstręt. Wma­wia w nas, że źle postępujemy, że kapłan nas nie zna, że go zwodzimy. Na intrygi piekielne nie należy zważać, ale owszem podwoić usiłowania, zbliżać się często do tych krynic łask i oddać się zupełnie miłosiernemu Bogu. Gdy zły duch będzie was odwodził od sakramentów świętych, wołajcie z ufnością: „Ty wiesz, o Boże, że szukam jedynie Ciebie i zbawienia mej biednej duszy". Zaprawdę, nic tak nie czyni nas strasznymi szatanowi, jak częste i godne przyjmowanie Komunii Świętej, która jest owym cudow­nym winem, które rodzi dziewictwo: „Bo cóż jest dobrego Jego i cudnego Jego, jeno zboże wybranych, a wino, które rodzi panny" (Za 9, 17). Jak tu nie być czystym, kiedy przyjmuje się do serca Króla czystości? Jeżeli więc chcecie zachować lub nabyć tę piękną cnotę, która równa ludzi z aniołami, przystępujcie często i pobożnie do sakramentów świętych. Nie zaszkodzi wam wtedy piekło, choćby czyniło wściekłe wysiłki i najgorsze zasadzki stawiało na waszą cnotę.

Jeżeli chcemy w całym blasku zachować w sobie świątynię Boga, miejmy wielkie nabożeństwo do Matki Najświętszej, bo Ona jest Królową dziewic. Ona to pierwsza podniosła sztandar tej niezrównanej cnoty.

Zważcie, jak Bóg ceni sobie tę cnotę. Oto rodzi się z ubogiej i zapo­mnianej przez świat Matki, ale czystej i świętej. Za opiekuna przybiera sobie św. Józefa, który miłował również tę cnotę i posiadał ją w stopniu doskonałym, naturalnie niższym od swej przeczystej Oblubienicy. Św. Jan Damasceński zachęca nas gorąco, byśmy mieli nabożeństwo do niezrównanej czystości, którą odznacza się Matka Najświętsza i twierdzi wyraźnie, że wszystko otrzymamy od Boga, o cokolwiek będziemy Go błagali w imię tego przywileju Królowej panieńskiej. Dodaje ten Ojciec Kościoła, że ta cnota jest tak miłą aniołom, iż w niebie ustawicznie śpiewają: „O Dziewico nad dziewicami, chwalimy Ciebie i błogosławimy Cię, o Matko nadobnej miłości". Wielki sługa Maryi, św. Bernard, mówi, że więcej nawrócił dusz przez odmawianie Zdrowaś Maryjo, niż przez wszystkie ka­zania. Pyta nas ten Święty: „Czy doznajecie pokus? Wzywajcie na pomoc Maryję, a z pewnością nie ulegniecie". Gdy odmawiamy Zdrowaś Maryjo, cieszy się całe niebo, a drży piekło, bo przypomina sobie, że Maryja była narzędziem w rękach Bożych do poskromienia jego wściekłych wysiłków. Z tego to powodu ów wielki Święty poleca nam tak gorąco nabożeństwo do Matki Boskiej. Jeżeli umiłuje was Matka Najświętsza, miłować was będzie także Jej Syn, Jezus Chrystus.

Chcąc zachować tę cnotę, musimy walczyć z pokusami i unikać okazji, jak to czynili święci. Oto Józef, patriarcha, zostawił połowę płaszcza w ręce niegodziwej żony Putyfara, która namawiała go do grzechu i uciekł, nie chcąc obrazić Boga (Rdz 39, 12). Czysta Zuzanna wolała narazić się na śmierć, niż utracić tę cnotę tak miłą Bogu (Dn 13). Posłuchajcie jeszcze, co się przydarzyło św. Martynianowi, który prowadził na pustyni bogobojne życie. Pewna występna niewiasta przybyła do jego celi, udając, że zabłąkała się w lesie i prosiła go o litość. Święty przyjął ją do pustelni, a sam odszedł. Kiedy na drugi dzień wrócił, chcąc się dowiedzieć, co się z nią stało, zobaczył ją wystrojoną i usłyszał z jej ust, że Bóg przysłał ją tu celowo, by zawarła przymierze z Martynianem. Następnie dodała, że posiada w mieście wielki majątek, z którego będzie mógł rozdzielać wielkie jałmużny. Święty chciał się przekonać, czy to wszystko pochodzi od Boga, czy od złego ducha. Kazał jej więc czekać, mówiąc, że codziennie przychodzą tu ludzie i polecają się jego modlitwie i dlatego on obecnie musi iść na wzgórze, by zobaczyć, czy ktoś nie nadchodzi, by się nie zbłąkał i nie odszedł z niczym. Kiedy wyszedł na wzgórze, usłyszał tajemny głos: „Martynianie, Martynianie, dlaczego słuchasz głosu szatana?". To go tak przeraziło, że wróciwszy do swej pustelni, zapalił wielki stos i wskoczył do ognia. Strach przed grzechem i boleść, jakiej doznał w płomieniach, wywołały z jego ust głośne jęki. Na to przybiegła nieszczęsna kobieta i pytała, kto go wtrącił do ognia. Na to odrzekł Święty: „Nie mogę teraz spokojnie znieść ognia ziemskiego, jak więc zniosę ogień piekielny, jeżeli popełnię grzech, do którego mnie nakłaniasz?". Te słowa tak przeraziły niewiastę, że pozostała na zawsze w pustelni Świętego, który znacznie dalej wybudował sobie celę i prowadził w niej życie pokutnicze. - Św. Tomasz z Akwinu rozpaloną głownią wypędził ze swego mieszkania niedobrą kobietę. Kiedy św. Benedykt doznawał pokus nieczystych, tarzał się w cierniach i ranił do krwi. Innym razem zanurzył się po szyję w ściętej mrozem wodzie, aby w ten sposób ugasić nieczyste żądze. Gdy czyta się wyznanie wielkiego Doktora Kościoła, św. Hieronima, zaprawdę trudno powstrzymać się od łez: „W tej rozległej pustyni, spalonej od słońca, nie przestaję płakać u stóp Ukrzyżowanego, żywiąc się czarnym chlebem i ziołami, sypiając na gołej ziemi i pijąc wodę ze źródła nawet w czasie choroby. Kiedy mi łez nie staje, biorę do ręki kamień i uderzam się w piersi tak, że krew płynie mi z ust, a mimo to zły duch nie daje mi spokoju; trzeba mieć ustawicznie broń w ręku".

Jaki więc, drodzy bracia, wysnujemy z tego wszystkiego wniosek? Nie masz cnoty, która czyniłaby nas tak miłymi Bogu, jak cnota czystości. I przeciwnie, żaden występek nie sprawia tyle radości złemu duchowi, co lubieżność. Musimy więc bronić się dzielnie przeciw atakom piekła i uważać starannie na swój wzrok, myśli i poruszenia serca, często uciekać się do modlitwy, unikać złych okazji i towarzystw, tańców, zabaw, umartwiać swe ciało, polecać się Pannie Najświętszej i przyjmować często sakramenty święte. Błogosławieni będziemy, jeżeli swego serca nie zbrukamy tym przeklętym grzechem, bo powiedział wyraźnie Jezus Chrystus, że czyści będą Boga oglądali na wieki (Mt 5, 8). Amen.

 


[1] Trzeba koniecznie na spowiedzi wyznać okoliczności zmieniające rodzaj grzechu, a nie jedynie obciążające - Noldin 5 nn, 279, 280.

niedziela, 28 października 2012

Święto Chrystusa Króla



Dzisiaj, w ostatnią niedzielę października Kościół Katolicki obchodzi Święto Chrystusa Króla. Ustanowił je katolicki papież Pius XI w 1925 roku encykliką Quas primas:
W pierwszej encyklice, wydanej na początku Naszego Pontyfikatu, do wszystkich biskupów, kiedy zastanawialiśmy się nad najważniejszymi przyczynami tych nieszczęść jakie przygniatają ludzi i z nimi się zmagają, wówczas otwarcie wskazaliśmy, iż tego rodzaju nawałnica zła nie tylko dlatego nawiedziła świat, ponieważ bardzo wielu ludzi usunęło Jezusa Chrystusa i Jego najświętsze prawo z własnych obyczajów i życia prywatnego, rodzinnego i publicznego; lecz także i w przyszłości nie zajaśnieje pewna nadzieja stałego pokoju między narodami, dopóki tak jednostki, jak państwa stronić będą i zaprzeczać panowaniu Zbawcy Naszego. Przeto wezwaliśmy, by pokoju Chrystusowego szukano w królestwie Chrystusowym i zapowiedzieliśmy, iż to zamierzamy uczynić, o ile to Nam będzie dane: a mianowicie, iż w królestwie Chrystusa nie można, naszym zdaniem, przyczynić się skuteczniej do przywrócenia i utrwalenia pokoju, jak przywracając panowanie Pana Naszego. I zaiste jaśniejszą nadzieję lepszych czasów obudził w nas czy to dopiero powstały, czy też silniej rozbudzony, ów prąd wśród ludów ku Chrystusowi i Kościołowi Jego, w którym jedyne zbawienie: stąd też można było dostrzec, iż wielu z tych, co wzgardziwszy panowaniem Odkupiciela, stali się jak gdyby wygnańcami z Jego królestwa, przygotowują się spiesznie i dojrzewają, by wrócić do obowiązków posłuszeństwa.
Katolicki obrońca Wiary, śp. Abp Marcel Lefebvre w książce „Oni Jego zdetronizowali” napisał:
Wolność religijna bezwzględnie oznacza ateizm państwowy. Państwo, gdy twierdzi, że uznaje lub sprzyja wszelkim bogom, w gruncie rzeczy nie uznaje żadnego, a w szczególności nie prawdziwego Boga! To właśnie powtarzamy, gdy ktoś przedstawia nam wolność religijną Soboru Watykańskiego II jako zwycięstwo, postęp, rozwój doktryny kościelnej! Czy wobec tego ateizm jest postępem? Czy „teologia śmierci Boga” jest wpisana w linię Tradycji? Legalna śmierć Boga! To nie do pojęcia!
Niestety po raz pierwszy w historii Kościoła błędy szły z samej góry, z Watykanu!
Możecie to dostrzec bez trudu, że w chwili obecnej to jest właśnie powód naszego konania: w imię wolności religijnej Soboru Watykańskiego II, państwa wciąż jeszcze katolickie zostały zniszczone, uległy zlaicyzowaniu, wymazano z konstytucji tych państw preambułę, która ogłaszała poddanie państwa Bogu, jego Autorowi, lub w których państwo czyniło wyznanie prawdziwej religii.
Tak, prawdziwie, Sobór Watykański II jest ratyfikacją liberalnego katolicyzmu. A gdy się wspomni, że osiemdziesiąt pięć lat wcześniej papież Pius IX powiedział i powtórzył tym, którzy odwiedzili go w Rzymie: „Bądźcie ostrożni! Nie ma gorszych wrogów Kościoła, niż liberalni katolicy!”, można ogarnąć rozmiar katastrofy, jaką tacy liberalni Papieże i taki Sobór zgotowali dla Kościoła i dla panowania Naszego Pana Jezusa Chrystusa!
Nie waham się twierdzić, że Sobór urzeczywistnił nawrócenie Kościoła do świata. Pozostawiam wam do zastanowienia, kto był napędzającym duchem tej duchowości: wystarczy abyście pamiętali o tym, kogo Nasz Pan Jezus Chrystus nazywa Księciem tego Świata.
Oto w czym żyjemy: od czasów deklaracji o wolności religijnej większość katolików jest przekonana, że „ludzie mogą znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i otrzymać zbawienie poprzez wyznawanie jakiejkolwiek religii”. Tutaj znowu realizuje się plan masonerii; udało im się, dzięki soborowi Kościoła katolickiego, „zdobyć wiarygodność dla wielkiego błędu naszych czasów, jakim jest... stawianie wszystkich religii na tym samym poziomie równości”.
Wszyscy ci soborowi Ojcowie, którzy zagłosowali na Dignitatis humanae i ogłosili religijną wolność wraz z Pawłem VI, czy zdawali oni sobie sprawę, że w rzeczywistości zdetronizowali naszego Pana Jezusa Chrystusa, poprzez zerwanie Mu korony Jego społecznego królowania? Czy pojęli, że pozbawili, w sposób bardzo konkretny, naszego Pana Jezusa Chrystusa, tronu Jego Boskości? Czy zrozumieli, że będąc pogłosem owych odszczepionych narodów, przyczynili się do tych strasznych bluźnierstw rzucanych w stronę Jego tronu: „Nie chcemy, żeby ten królował nad nami”, „Poza Cezarem nie mamy króla”?
Ale On, lekceważąc bezładne szemranie, które powstało wśród zgromadzonych niemądrych ludzi, zabrał im swojego Ducha.
Pismo Święte mówi:

Dlatego moderniści zdetronizowali Pana Jezusa Króla przesuwając święto na margines Roku Kościelnego, podobnie jak w wielu kościołach usunięto Tabernakulum z centralnego miejsca na Ołtarzu na poślednie, nierzadko poza prezbiterium.
Błogosławionej Annie Katarzynie Emmerich objawił Bóg, co wydarzyło się po zabiciu Pana Jezusa:
„Z pojedynczych szczegółów przypominam sobie następujące: wskutek trzęsienia ziemi zachwiały się w posadach dwa wielkie filary u wejścia do Miejsca świętego. Podnóże dźwigające je, zapadło się, a one runęły na obie strony, lewy na południe, prawy na północ; zarazem rozdarła się z głośnym szumem rozpięta między nimi zasłona od góry do dołu, i rozdarta, opadła po obu stronach na ziemię. Zasłona to była wspaniała i można było rozróżnić następujące kolory: czerwony, błękitny, biały i żółty. Na zasłonie odtworzone były grupy gwiazd i różne figury, jak np. miedziany wąż. Miejsce święte, zwykle zasłonięte, ukazało się teraz po opadnięciu zasłony oczom wszystkich. Obok Miejsca świętego, w murze północnym, był modlitewnik Symeona. Trzęsienie ziemi zawaliło powałę tego modlitewnika, a z bocznej ściany od świątyni wypadł ogromny kamień. W kilku salach pozapadały się podłogi, gdzieniegdzie pokrzywiły się schody, runęły kolumny. Z otworu w ścianie modlitewnika Symeona, powstałego przez wypadnięcie kamienia, wyszedł arcykapłan Zachariasz, zamordowany niegdyś między świątynią a ołtarzem, i stanąwszy w Miejscu świętym, przemówił groźnie do kapłanów, wspomniał o śmierci innego Zachariasza i Jana, a także o mordowaniu Proroków. Na wielkiej mównicy zaś pojawiali się jako duchy dwaj młodo zmarli synowie pobożnego arcykapłana, Szymona Justusa, pradziada starego Symeona, który prorokował Jezusowi przyszłość podczas ofiarowania w świątyni; ci także wyrzucali groźnie Faryzeuszom mordowanie Proroków, głosili upadek dotychczasowej ofiary i upominali wszystkich, by przyjęli naukę Ukrzyżowanego. Następnie pojawił się na ołtarzu Jeremiasz, wołając groźnie, że już skończyła się stara ofiara, a zaczyna nowa się. Tam, gdzie tylko Kajfasz, lub sami kapłani byli świadkami tych zjawisk, starano się zataić je, zaprzeczać ich prawdziwości i surowo zakazano mówić o tym, by nie szerzyć popłochu. Wtem dał się słyszeć głośny szum, drzwi świątnicy otworzyły się same i usłyszano głos: „Uchodźmy stąd!" Ujrzałam, że to aniołowie opuszczają na zawsze świątynię. Zadrżał ołtarz kadzielny, naczynie z kadzidłem przewróciło się, zawaliła się szafa z księgami Pisma i wszystkie księgi pomieszały się bezładnie; zamieszanie coraz wzrastało, nikt już nie zdawał sobie sprawy, co za pora jest. Nikodem, Józef z Arymatei i wielu innych wyznawców Jezusa, odeszli ze świątyni na zawsze.”
Od tego momentu Żydzi, którzy się nie nawrócili modlą się do ściany, podobnie jak ich młodsi „bracia w wierze” a de facto w herezji, którzy chodzą do posoborowych kościołów i uczestniczą w posoborowych nabożeństwach.
Z objawienia Anny Katarzyny Emmerich, nauczanie Pana Jezusa:
„W naukach Swych mówił Jezus tymi dniami znowu w porównaniach o zdziczałej roli, z którą ostrożnie trzeba się obchodzić, by z chwastem nie wyrwać pszenicy, lecz obojgu należy pozwolić rozrastać się aż do czasu żniwa, przy czym tak trafnie Faryzeuszom powiedział prawdę, że mimo oburzenia czuli wewnętrzne zadowolenie. Przy jednej z następnych nauk, pod wpływem rozgoryczenia zamknęli dostęp do sali naukowej, by nie puścić większej liczby słuchaczów. Tego dnia nauczał Jezus aż do późnej nocy, bez żywszych ruchów, spokojnie i pojedynczo, zwracając się raz w tę, raz w drugą stronę. Między innymi wspominał, że przyszedł gwoli trzech rodzajów ludzi, przyszedł wskazał ku trzem bokom świątyni, na trzy strony świata, — w tym — mówił — jest wszystko zawarte. Jeszcze w drodze do świątyni rzekł był do idących z Nim Apostołów, aby Go, gdy się z nimi rozstanie, szukali w południu. Piotr, wiedziony właściwą sobie ciekawością, zapytał, co to znaczy „w południu?" Jezus rzekł na to: „W południu jest słońce nad nami, i niema cienia; rano i wieczór jest cień obok światła, o północy zaś jest ciemna noc. Szukajcie Mnie w południu, a znajdziecie Mnie i w sobie, jeśli tylko nie ma cienia."
Niestety jest tu nie tylko cień, ale ciemna noc ciemności błędów jakie pozostawił SW II, o których uprzedzali papieże zatroskani losem Kościoła.
Pan Jezus nie może znieść bałwochwalstwa w posoborowym „Kościele”, niemożliwa jest obecność Jezusa i diabła, który opanował posoborowy „Kościół”.
Poza Kościołem Katolickim reprezentowanym (w Polsce) przez Bractwo Kapłańskie św. Piusa X nie ma zbawienia.
I tak wyglądają ostanie strony Apokalipsy.
"I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa." Ap  12: 17