Kościół wojujący na ziemi, tryumfujący w
niebie
W
jedynym katolickim piśmie na naszym rynku „Zawsze Wierni” znajduje się kazanie
jednego z niewielu ważnie wyświęconych katolickich biskupów, biskupa
Bernarda Fellay’a FSSPX „Walka i tryumf Kościoła świętego”, bardzo katolickie i wyjaśnia, czym jest a właściwie był
Kościół katolicki.
Przedstawiam
fragmenty tego kazania:
„Skoro na ziemi istnieje Kościół, skoro Chrystus Pan
rzeczywiście ustanowił swój Kościół, uczynił to w tym celu, by zbawić dusze, by
wyrwać je z ich żałosnego stanu, z pożałowania godnego stanu będącego skutkiem
grzechu. Wiemy — i jest to artykuł wiary — że każdy człowiek, który przychodzi
na ten świat, jest poczęty w stanie grzechu pierworodnego, jest pozbawiony
przyjaźni z Bogiem, którą wyraża łaska. Nie znajduje się w swym stanie
naturalnym, ale w stanie upadku — w stanie, w którym nie potrafi własnymi
siłami osiągnąć celu wyznaczonego mu przez Boga. Gdyby polegał jedynie na sobie
samym, byłby zgubiony, a jego życie na ziemi byłoby pasmem krótkotrwałych
radości, przyjemności, łez, smutku i cierpień, prowadzących do nieubłaganego
końca. By wyrwać się z tego godnego pożałowania stanu, który pogarsza się wraz
z każdym kolejnym grzechem osobistym, a którego finałem jest piekło, czyli
utrata Boga, przeznaczenia, dla którego Bóg stworzył człowieka, czyli wiecznej
radości płynącej z wizji uszczęśliwiającej — człowiek musi korzystać ze środków
ofiarowanych mu przez Stwórcę. Trudno nam wyobrazić sobie ten stan, tę mękę
potępionych, wynikającą z utraty Boga. Łatwiej jest nam zrozumieć cierpienia
zmysłowe ognia i fizyczne męki piekła... Taki jest jednak koniec ludzi, którzy
nie przyjmują jedynego środka zbawienia oferowanego przez Stwórcę. Jest to
Kościół przez Niego samego założony, Kościół katolicki, Kościół
rzymskokatolicki. Wyrywanie dusz z tego pożałowania godnego stanu to nie tylko
dzieło miłosierdzia, to prawdziwa walka.
Człowiek nie upadł sam. Są również demony, upadłe
duchy, a Bóg pozwala im na pewne działania. Dlatego usiłują one hamować misję
Kościoła, polegającą na odciąganiu dusz od grzechu. Ta misja wiąże się z
prawdziwą walką, walką zasadniczo duchową, która jednak bardzo łatwo może
rozciągnąć się na świat materialny. Kościół nie tylko musi prowadzić tę walkę,
ale też musi podlegać fizycznemu prześladowaniu. Diabeł czyni starania, by
pozyskać zwolenników na ziemi, a utworzone w ten sposób jego królestwo nazywamy
„światem". Świat ten, mimo swych uroków i powabów, jest wrogi, jest
wrogiem ludzi dobrych i ich zbawienia. Dlatego właśnie Kościół wojujący na
ziemi, wiedząc, z czym wiąże się jego misja prowadzenia ludzi do Boga,
uświęcania ich, przekazywania im łaski czyniącej z nich świętych, musi
przeznaczyć na tę walkę większą część swej energii i czasu.
Elementem tej walki jest obrona wiary, obrona depozytu
wiary. Wymaga ona od Kościoła publicznych aktów potępienia, nakładania kar i
ekskomunik. To normalne — i inaczej być nie może. Znajdujemy się w stanie
rzeczywistej wojny, znacznie poważniejszej, znacznie ważniejszej niż wszystkie
ludzkie wojny. Dotyczy ona zbawienia dusz! Wojnę tę można również dostrzec na
płaszczyźnie moralnej. Musimy mieć wiarę, musimy jednak również prowadzić życie
zgodne z przykazaniami Bożymi. Kościół musi pouczać ludzi o drogach naszego
Pana. Codzienne doświadczenie uczy nas, że samo przypominanie ludziom
katolickich zasad moralnych może zainicjować konflikt. Walka o wiarę ma
charakter bardziej zasadniczy, jednak na poziomie ludzkim zmagania będą toczyły
się niemal zawsze o zasady moralne. Już
samo przypomnienie dzisiejszym ludziom o porządku moralnym wywołuje publiczne
wybuchy wściekłości. Walka o wiarę i walka o zasady moralne są ze sobą
wzajemnie powiązane, jak jednak pokazują dowody i nasze codzienne
doświadczenie, najbardziej widoczna walka rozgrywa się na płaszczyźnie
moralnej. Dlatego właśnie Kościół na ziemi nosi miano „wojującego". Ta
toczona każdego dnia walka może sprawić, że zapomnimy o pięknej stronie
Kościoła. Można też powiedzieć, że ten, kto chciałby myśleć jedynie o pięknej
stronie Kościoła, łatwo mógłby zapomnieć o tym, co być może nie ma znaczenia
zasadniczego, ale co jest absolutnie konieczne do prowadzenia tu na ziemi
walki, czyli o ascezie. Zbawiciel powiedział: „Jeśli kto chce iść za mną, niech
zaprze samego siebie, a weźmie krzyż swój na każdy dzień, i niech idzie za
mną" (Łk 9, 33). Tak jest!
O Bractwie Kapłańskim Świętego Piusa X
Jak możemy ukazać zbieżność pomiędzy tą prawdą a
dziełem Bractwa? Nie jest to wcale takie trudne, drodzy bracia. Gdy mówimy o
Bractwie, gdy rozglądamy się dokoła: czym jest ono dla ludzi światowych? Grupą
rozrabiaków, buntowników, ekskomunikowanych schizmatyków... innymi słowy, enfant terrible Kościoła albo czymś w
tym rodzaju. Zawsze narzekają, wybrzydzają, atakują, krytykują. Tak właśnie ci
ludzie postrzegają Bractwo Św. Piusa X. Przez 40 lat naszego istnienia byliśmy
świadkami wielu faz tej wojny. Dzięki temu widzimy, do jakiego stopnia Bractwo
jest częścią Kościoła wojującego i to w czasach, gdy właśnie o tym „militarnym"
aspekcie Kościoła chce się powszechnie zapomnieć. To uderzające, że właśnie w
naszych czasach, a zwłaszcza od soboru, starano się skazać ten aspekt na
zapomnienie. Nie chce się, by o nim dalej mówiono, chce się przedstawiać
sympatyczną wizję Kościoła, miłego dla wszystkich ludzi, dla wszystkich
religii, dla wszystkich grzeszników, jak gdyby pozostał tylko jeden wróg —
Bractwo Św. Piusa X! Tak, z nimi pozostaniemy w stanie wojny! (...)
Ludzie ci nie chcą też już wspominać o krzyżu, a jeśli
nadal o nim mówią, to zdejmują z niego Ukrzyżowanego Chrystusa. Pozostawiają
krzyż z przewieszoną szarfą, krzyż Chrystusa Zmartwychwstałego, który nie służy
już do niczego, ponieważ Chrystus powstał z martwych. Alleluja! Wszystko jest w
najlepszym porządku. Nikt nie chce już mówić o wartości cierpienia, o
konieczności tej walki. Grzech? Nie ma już grzeszników! Wszyscy idą do nieba.
To proste i łatwe. Wszyscy są mili, wszyscy są zbawieni. Bądźcie dobrymi
poganami, bądźcie dobrymi protestantami, a pójdziecie do nieba. Tak właśnie
mniej więcej brzmi szerzone wszędzie przesłanie. Trudno zrozumieć, czym jest
Kościół wojujący. Gdy patrzymy dziś na Kościół, możemy zastanawiać się,
dlaczego jest on wciąż nazywany wojującym. Czy dlatego, że walczy o prawa
kobiet i ubogich? Czy to jest Kościół wojujący?
W naszym przypadku „walka o Mszę” oraz „obrona wiary”
są elementami bardzo widocznymi, nawet w naszym, słownictwie, gdyż w naszych
kazaniach często pojawia się idea walki. Jesteśmy jednak dziś
niemal jedynymi, którzy o tym mówią. U nas łatwo można dostrzec ten
aspekt Kościoła wojującego. Równocześnie mamy świadomość, że nie toczymy walki dla
samej tylko przyjemności walczenia. Nie jesteśmy „nieposłuszni" dla samej
tylko przyjemności głoszenia osobistych opinii.
Poszukujemy czegoś więcej.
Poszukujemy zbawienia. Poszukujemy Boga. Jeśli angażujemy się w tę bitwę, to
dzieje się tak dlatego, że pragniemy sprawić Bogu przyjemność, pragniemy Jego
chwały, a więc i własnego zbawienia. ()
Bractwo jest rodzajem spuścizny. Jest to autentyczna
tradycja, przekazywanie depozytu, skarbu, który nazywamy „depozytem
objawionym", a który Bóg przekazał ludziom dla ich zbawienia. Dokładnie to
samo ma miejsce w przypadku naszego Bractwa (...) ponieważ i my jesteśmy
członkami Kościoła. Arcybiskup powiedział nam — i chciał, by zostało to wyryte
na jego grobie — „Przekazałem to, co otrzymałem” (por. 1 Kor 11, 23).
Otrzymaliśmy więc ten skarb i dzięki temu wciąż żyjemy. Jeśli tu jesteście, to
dlatego, że z kolei i wy go otrzymaliście. Jeśli możemy dziś świętować 40.
rocznicę istnienia Bractwa, to dzieje się tak dlatego, że ten proces
przekazywania trwa nadal. Gdyż to, co robimy — Arcybiskup wciąż to podkreślał —
nie może być niczym innym niż tym, co czyni Kościół. Podkreślał to, gdy mówił
nam o duchu Bractwa. Czym jest duch Bractwa? Powiedział nam: „Nie ma czegoś
takiego”. Nie ma jakiegoś odrębnego ducha Bractwa. Duchem Bractwa jest duch
Kościoła. Przypatrzcie się Kościołowi, co go ożywia, co nim kieruje? Oto duch,
który musi ożywiać również Bractwo. Musimy mieć wiarę, musimy bronić wiary,
jednak to nie wystarczy. To nie wszystko. Sami dobrze rozumiecie, że ludzie
patrzący na nas z zewnątrz widzą negatywne aspekty, takie jak „obrona”,
„bitwa" czy „wojna”... i często na tym się zatrzymują. Powinni przyjrzeć
się nam nieco dokładniej , a wówczas mogliby zrozumieć, że te negatywne
aspekty, choć rzeczywiście obecne, nie są jednak ostatecznym, celem.
Ostatecznym celem jest świętość. Jest to również cel Kościoła. Jak nadzwyczajne
jest przypominanie tego celu dziś, gdy świętość została wzgardzona niemal
powszechnie, gdy zostały usunięte wszystkie chroniące ją prawa, które stanowiły
jeszcze pewną ochronę dla moralności i prawa naturalnego. Wszystko zostało
zmiecione, unurzane w zgniliźnie, w — proszę mi wybaczyć słowo — gnoju... Tak
więc w tych okolicznościach, w obliczu tego zniszczenia, widok toczącego bitwę
małego Bractwa, które jest atakowane ze wszystkich stron, a mimo to udaje mu
się nieść dalej światło Boże, światło wiary, któremu udaje się dodawać ludziom
odwagi (...) by prowadzić życie miłe Bogu, życie łaski, jest czymś
nadzwyczajnym. Tak, to coś absolutnie nadzwyczajnego, bliskiego cudowi.
Naprawdę mamy za co dziękować dziś Bogu, dziękujmy Mu za to, że dał nam abpa
Lefebvre'a."
Dzięki abp Marcelowi Lefebvre istnieje jeszcze reszta
Kościoła, która prześladuje diabeł:
„I rozgniewał się Smok na
Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą
przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa.” Ap 12: 17
Bramy piekielne Kościoła nie przemogą , a kto
wytrwa w tej walce do końca ten będzie zbawiony. Mk 13:10-16!
Wystarczyło 40 lat od czasu
usunięcia katolickiej Mszy św. Wszechczasów, by ludzie zapomnieli czym był
Kościół i by świat stał się gorszy niż za Dni Noego.
Nic tak nie zaślepia, jak
chodzenie do kościoła na novusa. (Patrz post Zaślepienie).
Unikajcie „Kościoła”
posoborowego jak ognia piekielnego! Ratujcie wasze dusze nieśmiertelne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.