środa, 30 maja 2012

Walka i tryumf Kościoła świętego.


Kościół wojujący na ziemi, tryumfujący w niebie
W jedynym katolickim piśmie na naszym rynku „Zawsze Wierni” znajduje się kazanie jednego z niewielu ważnie wyświęconych katolickich biskupów, biskupa Bernarda Fellay’a FSSPX „Walka i tryumf Kościoła świętego, bardzo katolickie i wyjaśnia, czym jest a właściwie był Kościół katolicki.
Przedstawiam fragmenty tego kazania:
„Skoro na ziemi istnieje Kościół, skoro Chrystus Pan rzeczywiście ustanowił swój Kościół, uczynił to w tym celu, by zbawić dusze, by wyrwać je z ich żałosnego stanu, z pożałowania godnego stanu będącego skutkiem grzechu. Wiemy — i jest to artykuł wiary — że każdy człowiek, który przychodzi na ten świat, jest poczęty w stanie grzechu pierworodnego, jest pozbawiony przyjaźni z Bogiem, którą wyraża łaska. Nie znajduje się w swym stanie naturalnym, ale w stanie upadku — w stanie, w którym nie potrafi własnymi siłami osiągnąć celu wyznaczonego mu przez Boga. Gdyby polegał jedynie na sobie samym, byłby zgubiony, a jego życie na ziemi byłoby pasmem krótkotrwałych radości, przyjemności, łez, smutku i cierpień, prowadzących do nieubłaganego końca. By wyrwać się z tego godnego pożałowania stanu, który pogarsza się wraz z każdym kolejnym grzechem osobistym, a którego finałem jest piekło, czyli utrata Boga, przeznaczenia, dla którego Bóg stworzył człowieka, czyli wiecznej radości płynącej z wizji uszczęśliwiającej — człowiek musi korzystać ze środków ofiarowanych mu przez Stwórcę. Trudno nam wyobrazić sobie ten stan, tę mękę potępionych, wynikającą z utraty Boga. Łatwiej jest nam zrozumieć cierpienia zmysłowe ognia i fizyczne męki piekła... Taki jest jednak koniec ludzi, którzy nie przyjmują jedynego środka zbawienia oferowanego przez Stwórcę. Jest to Kościół przez Niego samego założony, Kościół katolicki, Kościół rzymskokatolicki. Wyrywanie dusz z tego pożałowania godnego stanu to nie tylko dzieło miłosierdzia, to prawdziwa walka.

Człowiek nie upadł sam. Są również demony, upadłe duchy, a Bóg pozwala im na pewne działania. Dlatego usiłują one hamować misję Kościoła, polegającą na odciąganiu dusz od grzechu. Ta misja wiąże się z prawdziwą walką, walką zasadniczo duchową, która jednak bardzo łatwo może rozciągnąć się na świat materialny. Kościół nie tylko musi prowadzić tę walkę, ale też musi podlegać fizycznemu prześladowaniu. Diabeł czyni starania, by pozyskać zwolenników na ziemi, a utworzone w ten sposób jego królestwo nazywamy „światem". Świat ten, mimo swych uroków i powabów, jest wrogi, jest wrogiem ludzi dobrych i ich zbawienia. Dlatego właśnie Kościół wojujący na ziemi, wiedząc, z czym wiąże się jego misja prowadzenia ludzi do Boga, uświęcania ich, przekazywania im łaski czyniącej z nich świętych, musi przeznaczyć na tę walkę większą część swej energii i czasu.
Elementem tej walki jest obrona wiary, obrona depozytu wiary. Wymaga ona od Kościoła publicznych aktów potępienia, nakładania kar i ekskomunik. To normalne — i inaczej być nie może. Znajdujemy się w stanie rzeczywistej wojny, znacznie poważniejszej, znacznie ważniejszej niż wszystkie ludzkie wojny. Dotyczy ona zbawienia dusz! Wojnę tę można również dostrzec na płaszczyźnie moralnej. Musimy mieć wiarę, musimy jednak również prowadzić życie zgodne z przykazaniami Bożymi. Kościół musi pouczać ludzi o drogach naszego Pana. Codzienne doświadczenie uczy nas, że samo przypominanie ludziom katolickich zasad moralnych może zainicjować konflikt. Walka o wiarę ma charakter bardziej zasadniczy, jednak na poziomie ludzkim zmagania będą toczyły się niemal zawsze o zasady moralne. Już samo przypomnienie dzisiejszym ludziom o porządku moralnym wywołuje publiczne wybuchy wściekłości. Walka o wiarę i walka o zasady moralne są ze sobą wzajemnie powiązane, jak jednak pokazują dowody i nasze codzienne doświadczenie, najbardziej widoczna walka rozgrywa się na płaszczyźnie moralnej. Dlatego właśnie Kościół na ziemi nosi miano „wojującego". Ta toczona każdego dnia walka może sprawić, że zapomnimy o pięknej stronie Kościoła. Można też powiedzieć, że ten, kto chciałby myśleć jedynie o pięknej stronie Kościoła, łatwo mógłby zapomnieć o tym, co być może nie ma znaczenia zasadniczego, ale co jest absolutnie konieczne do prowadzenia tu na ziemi walki, czyli o ascezie. Zbawiciel powiedział: „Jeśli kto chce iść za mną, niech zaprze samego siebie, a weźmie krzyż swój na każdy dzień, i niech idzie za mną" (Łk 9, 33). Tak jest!
O Bractwie Kapłańskim Świętego Piusa X
Jak możemy ukazać zbieżność pomiędzy tą prawdą a dziełem Bractwa? Nie jest to wcale takie trudne, drodzy bracia. Gdy mówimy o Bractwie, gdy rozglądamy się dokoła: czym jest ono dla ludzi światowych? Grupą rozrabiaków, buntowników, ekskomunikowanych schizmatyków... innymi słowy, enfant terrible Kościoła albo czymś w tym rodzaju. Zawsze narzekają, wybrzydzają, atakują, krytykują. Tak właśnie ci ludzie postrzegają Bractwo Św. Piusa X. Przez 40 lat naszego istnienia byliśmy świadkami wielu faz tej wojny. Dzięki temu widzimy, do jakiego stopnia Bractwo jest częścią Kościoła wojującego i to w czasach, gdy właśnie o tym „militarnym" aspekcie Kościoła chce się powszechnie zapomnieć. To uderzające, że właśnie w naszych czasach, a zwłaszcza od soboru, starano się skazać ten aspekt na zapomnienie. Nie chce się, by o nim dalej mówiono, chce się przedstawiać sympatyczną wizję Kościoła, miłego dla wszystkich ludzi, dla wszystkich religii, dla wszystkich grzeszników, jak gdyby pozostał tylko jeden wróg — Bractwo Św. Piusa X! Tak, z nimi pozostaniemy w stanie wojny! (...)
Ludzie ci nie chcą też już wspominać o krzyżu, a jeśli nadal o nim mówią, to zdejmują z niego Ukrzyżowanego Chrystusa. Pozostawiają krzyż z przewieszoną szarfą, krzyż Chrystusa Zmartwychwstałego, który nie służy już do niczego, ponieważ Chrystus powstał z martwych. Alleluja! Wszystko jest w najlepszym porządku. Nikt nie chce już mówić o wartości cierpienia, o konieczności tej walki. Grzech? Nie ma już grzeszników! Wszyscy idą do nieba. To proste i łatwe. Wszyscy są mili, wszyscy są zbawieni. Bądźcie dobrymi poganami, bądźcie dobrymi protestantami, a pójdziecie do nieba. Tak właśnie mniej więcej brzmi szerzone wszędzie przesłanie. Trudno zrozumieć, czym jest Kościół wojujący. Gdy patrzymy dziś na Kościół, możemy zastanawiać się, dlaczego jest on wciąż nazywany wojującym. Czy dlatego, że walczy o prawa kobiet i ubogich? Czy to jest Kościół wojujący?
W naszym przypadku „walka o Mszę” oraz „obrona wiary” są elementami bardzo widocznymi, nawet w naszym, słownictwie, gdyż w naszych kazaniach często pojawia się idea walki. Jesteśmy jednak  dziś  niemal jedynymi, którzy o tym mówią. U nas łatwo można dostrzec ten aspekt Kościoła wojującego. Równocześnie mamy świadomość, że nie toczymy walki dla samej tylko przyjemności walczenia. Nie jesteśmy „nieposłuszni" dla samej tylko przyjemności głoszenia osobistych opinii.  Poszukujemy  czegoś więcej. Poszukujemy zbawienia. Poszukujemy Boga. Jeśli angażujemy się w tę bitwę, to dzieje się tak dlatego, że pragniemy sprawić Bogu przyjemność, pragniemy Jego chwały, a więc i własnego zbawienia. ()
Bractwo jest rodzajem spuścizny. Jest to autentyczna tradycja, przekazywanie depozytu, skarbu, który nazywamy „depozytem objawionym", a który Bóg przekazał ludziom dla ich zbawienia. Dokładnie to samo ma miejsce w przypadku naszego Bractwa (...) ponieważ i my jesteśmy członkami Kościoła. Arcybiskup powiedział nam — i chciał, by zostało to wyryte na jego grobie — „Przekazałem to, co otrzymałem” (por. 1 Kor 11, 23). Otrzymaliśmy więc ten skarb i dzięki temu wciąż żyjemy. Jeśli tu jesteście, to dlatego, że z kolei i wy go otrzymaliście. Jeśli możemy dziś świętować 40. rocznicę istnienia Bractwa, to dzieje się tak dlatego, że ten proces przekazywania trwa nadal. Gdyż to, co robimy — Arcybiskup wciąż to podkreślał — nie może być niczym innym niż tym, co czyni Kościół. Podkreślał to, gdy mówił nam o duchu Bractwa. Czym jest duch Bractwa? Powiedział nam: „Nie ma czegoś takiego”. Nie ma jakiegoś odrębnego ducha Bractwa. Duchem Bractwa jest duch Kościoła. Przypatrzcie się Kościołowi, co go ożywia, co nim kieruje? Oto duch, który musi ożywiać również Bractwo. Musimy mieć wiarę, musimy bronić wiary, jednak to nie wystarczy. To nie wszystko. Sami dobrze rozumiecie, że ludzie patrzący na nas z zewnątrz widzą negatywne aspekty, takie jak „obrona”, „bitwa" czy „wojna”... i często na tym się zatrzymują. Powinni przyjrzeć się nam nieco dokładniej , a wówczas mogliby zrozumieć, że te negatywne aspekty, choć rzeczywiście obecne, nie są jednak ostatecznym, celem. Ostatecznym celem jest świętość. Jest to również cel Kościoła. Jak nadzwyczajne jest przypominanie tego celu dziś, gdy świętość została wzgardzona niemal powszechnie, gdy zostały usunięte wszystkie chroniące ją prawa, które stanowiły jeszcze pewną ochronę dla moralności i prawa naturalnego. Wszystko zostało zmiecione, unurzane w zgniliźnie, w — proszę mi wybaczyć słowo — gnoju... Tak więc w tych okolicznościach, w obliczu tego zniszczenia, widok toczącego bitwę małego Bractwa, które jest atakowane ze wszystkich stron, a mimo to udaje mu się nieść dalej światło Boże, światło wiary, któremu udaje się dodawać ludziom odwagi (...) by prowadzić życie miłe Bogu, życie łaski, jest czymś nadzwyczajnym. Tak, to coś absolutnie nadzwyczajnego, bliskiego cudowi. Naprawdę mamy za co dziękować dziś Bogu, dziękujmy Mu za to, że dał nam abpa Lefebvre'a."

Dzięki abp Marcelowi Lefebvre istnieje jeszcze reszta Kościoła, która prześladuje diabeł:
„I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa.” Ap  12: 17 
Bramy piekielne Kościoła nie przemogą , a kto wytrwa w tej walce do końca ten będzie zbawiony. Mk 13:10-16!
Wystarczyło 40 lat od czasu usunięcia katolickiej Mszy św. Wszechczasów, by ludzie zapomnieli czym był Kościół i by świat stał się gorszy niż za Dni Noego.

Nic tak nie zaślepia, jak chodzenie do kościoła na novusa. (Patrz post Zaślepienie).

Unikajcie „Kościoła” posoborowego jak ognia piekielnego! Ratujcie wasze dusze nieśmiertelne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.