Pius.info: Wokół kwestii rozmów Bractwa Św.
Piusa X z Rzymem zapadła cisza. W tej sprawie ostatnim ważnym wydarzeniem była
kapituła generalna w Ecône, w której – jako przełożony dystryktu [niemieckiego]
– brał ksiądz udział. Jak można ocenić jej wpływ na wewnętrzną i zewnętrzną
sytuację Bractwa?
Ks. Franciszek Schmidberger:
Trzeba zacząć od tego, że kapituła generalna wzmocniła jedność w naszych
szeregach – jedność, która w ciągu ostatnich kilku miesięcy nieco ucierpiała.
Fakt, że udało się nam odnaleźć płaszczyznę porozumienia, postrzegam jako
wielką łaskę. Pomoże to kontynuować naszą pracę dla Kościoła z nową siłą i
zdecydowaniem. Tyle, jeśli chodzi o wpływ na sytuację wewnątrz Bractwa.
Jeśli chodzi o sytuację zewnętrzną, to myślę, że
możemy skupić się na tych sprawach, o które absolutnie trzeba prosić Rzym w
przypadku normalizacji. Kwestie te można ująć w trzech punktach: po pierwsze,
żebyśmy wciąż mogli wskazywać na pewne błędy II Soboru Watykańskiego, co
znaczy, że będzie nam wolno otwarcie o nich mówić; po drugie, że będziemy mogli
korzystać tylko z ksiąg liturgicznych z 1962 roku, zwłaszcza gdy chodzi o
Mszał; i po trzecie, by w naszych szeregach zawsze był biskup, wybierany
spośród członków Bractwa.
Około uroczystości Zesłania Ducha
Świętego wyglądało na to, że kanoniczne uznanie Bractwa nastąpi niebawem.
Teraz, jak się wydaje, jest to już kwestia dalszej przyszłości. Co się stało w
ciągu ostatnich kilku tygodni? Jak i kiedy doszło do tej zmiany?
Doszło do niej, gdy nasz przełożony generalny, bp
Fellay, 13 czerwca br. spotkał się w Rzymie z kard. Wilhelmem Levadą, ówczesnym
prefektem Kongregacji Nauki Wiary. To wtedy kardynał przedstawił biskupowi nowy
dokument doktrynalny, który z jednej strony uwzględniał treści zaproponowane przez
bp. Fellaya, ale z drugiej zawierał znaczące zmiany, co z naszego punktu
widzenia stwarzało poważny problem i zupełnie nową sytuację.
Mowa o liście, który papież osobiście
napisał do przełożonego generalnego.
Stało się to najpewniej ze względu na fakt, że
zapytaliśmy papieża, czy te nowe wymagania rzeczywiście zostały dodane za jego
zgodą, czy pochodzą raczej od jego współpracowników. Ojciec Święty zapewnił
nas, że jest jego osobistym życzeniem, aby te wymagania zostały spełnione.
A jakie są te nowe wymagania, które
zostały przekazane 13 czerwca?
Dotyczą one przede wszystkim tego, abyśmy uznali
dopuszczalność nowej liturgii – myślę, że chodzi tu o jej prawowitość. Również
tego, że wprawdzie będzie możliwe kontynuowanie rozmów o pewnych niuansach II
Soboru Watykańskiego, ale musielibyśmy być gotowi do tego, żeby zasadniczo
przyjąć jego ciągłość, to znaczy uznać, że ten sobór jest częścią
nieprzerwanego łańcucha innych soborów i nauczania Kościoła. A tego nie możemy
uczynić. W nauczaniu II Soboru Watykańskiego istnieją sprzeczności, czego nie
sposób zanegować. Nie możemy przyjąć takiej hermeneutyki ciągłości.
Jak Bractwo będzie reagować na te nowe,
niemożliwe do przyjęcia żądania?
Sądzę, że poinformujemy przedstawicieli Kurii
Rzymskiej, że mamy trudności z zaakceptowaniem tych żądań i że będą musieli od
nich odstąpić, jeśli naprawdę chcą normalizacji. Podczas rozmów trwających od
października do kwietnia 2011 r. stało się oczywiste, że istnieją znaczące
różnice spojrzeń na II Sobór Watykański, niektóre soborowe teksty i
posoborowe Magisterium. Wszyscy zgodzili się, że nie będzie łatwo znaleźć
kompromis między stanowiskiem prezentowanym przez posoborowe magisterium a tym,
które zajmujemy my, w łączności z papieżami XIX wieku i niezmiennym nauczaniem
Kościoła. I myślę, że tak długo, jak dzięki odpowiedniemu lekowi te rany się
nie zagoją, i tak długo jak nie będzie się mówić o tych punktach [nauczania],
które są ze sobą sprzeczne, nie zostanie wypracowany żaden realistyczny sposób
rozwiązania kryzysu.
Biskup Müller został mianowany prefektem
Kongregacji Nauki Wiary. Jest on znany ze swojej niechęci wobec Bractwa.
Ponadto w grę wchodzą jeszcze jego niezwykle dyskusyjne poglądy dotyczące
kwestii dogmatycznych. Jakie jest jego stanowisko w sprawie negocjacji Bractwa
z Rzymem?
Tak, bp Müller – niedawno podniesiony do godności
arcybiskupa – jest obecnie prefektem Kongregacji Nauki Wiary, co czyni go,
zaraz po papieżu, osobą, na której spoczywa ostateczna odpowiedzialność za te
rozmowy. Oczywiście tym, kogo papież sam powołał do bezpośrednich kontaktów z
nami – być może jako przeciwwagę dla abp. Müllera, który rzeczywiście
nieprzerwanie demonstruje wobec nas wrogość – jest abp Di Noia. Ale to, co
uważam za jeszcze bardziej problematyczne, to heterodoksyjne nauczanie abp.
Müllera dotyczące pewnych kwestii, np. transsubstancjacji – zmiany substancji,
która ma miejsce podczas Mszy św., gdy chleb i wino przemieniają się w ciało i
krew Jezusa Chrystusa. On zdaje się zastępować ją czymś, co jest nazywane
„transfinalizacją”, a co oznacza, że chleb i wino zmieniają swój cel. Można o
tym przeczytać w jego dziełach teologicznych. Albo inny
przykład: abp. Müller nie dość wyraźnie potwierdza fakt, że konsekracja
rzeczywiście dokonuje się mocą wypowiadanych słów. Co się tyczy mariologii, to
nie wydaje się, by posiadał on jasny obraz wiecznego dziewictwa Maryi –
przynajmniej takie odnosi się wrażenie czytając jego książki. Wręcz przeciwnie,
można stwierdzić, że niekiedy porzuca on poglądy, które Kościół zawsze
wyznawał, a przynajmniej, że dopuszcza pewne niejasności. Jest to rzecz bardzo
poważna i w najwyższym stopniu godna pożałowania, bowiem prefekt Kongregacji
Nauki Wiary musi być na serio najwyższym strażnikiem wiary – strażnikiem jej
czystości, nienaruszalności, dziewictwa. Powinien on również
starać się przekazać ludowi tę wiarę w całym jej pięknie, głębi i wielkości.
Tutaj nie powinno być żadnych wątpliwości lub niejasności dotyczących tego, w
co Kościół zawsze wierzył i czego nauczał.
Z jednej strony Bractwo jest wciąż
proszone o zaakceptowanie papiestwa – co nigdy nie stanowiło problemu – a także
ciągłości w nauczaniu doktrynalnym. Z drugiej strony protestanci, w imię
ekumenizmu, są zapraszani do kościołów bez stawiania im jakichkolwiek warunków,
choć protestantyzm w ogóle odrzuca papiestwo. Jak ksiądz to skomentuje?
Oczywiście jest to sprzeczność. Praktykuje się
ekumenizm z ludźmi, którzy zaprzeczają katolickim dogmatom, odrzucają
papiestwo, którzy zasadniczo prezentują zupełnie inne stanowisko. Przyjmujemy
katolicką doktrynę w jej pełni, całą katolicką wiarę. My jesteśmy gotowi
podpisać Credo, wiarę naszego Kościoła, własną krwią, a jesteśmy oskarżani, że
nie uznajemy tego czy tamtego.
Czy protestanci przyjmują II Sobór Watykański?
Oto, jakie pytanie powinno zostać zadane. Jeśli dzisiaj w liturgii każdy może
robić to, co tylko mu się podoba, to dlaczego nie pozwolić na powszechne
odprawianie w starym rycie? Oczywiście, w trakcie pontyfikatu obecnego papieża
nastąpiło ponowne otwarcie – i dzięki Bogu za to, co się stało dzięki motu proprio
z 2007 r. – ale na przykład teraz nowym sekretarzem Kongregacji ds. Kultu
Bożego i Dyscypliny Sakramentów został bp Roch z Anglii, który jest znanym
przeciwnikiem motu proprio i który próbował robić wszystko, aby
utrudniać, a nie wspierać wprowadzanie starej Mszy w swojej diecezji. Tego typu
historie są bardzo dziwne.
Jeśli Bractwo odpowie na te dwie kwestie,
czyli dopuszczalności nowej Mszy i ciągłości doktryny, i odpowie negatywnie,
stwierdzając, że wraz z II Soborem Watykańskim nastąpiła zmiana [nauczania], to
jaka – w opinii księdza – będzie reakcja Rzymu? Rozważając najgorszy przypadek:
czy możliwa jest nowa ekskomunika?
Osobiście w to nie wierzę. Ponieważ papież w 2009
r. sam cofnął ekskomunikę nałożoną na czterech biskupów Bractwa, oznaczałoby to
niespójność w jego myśleniu i działaniach. Nie służyłoby to dobru Kościoła.
Ponadto trzeba zdać sobie sprawę, że Bractwo nie jest tylko wspólnotą 560 czy
570 księży i iluś tam braci i sióstr, prowadzącą jakieś szkoły. Posiada ono
również szerokie wpływy i – być może to, co teraz powiem, jest zuchwałością,
ale w to wierzę – jest ono, w pewnym sensie, kręgosłupem, punktem odniesienia
dla wszystkich tych, którzy wspierają Tradycję w Kościele. Jeśli ten punkt
odniesienia zostałby w taki sposób zdyskredytowany, oznaczałoby to ogromne
osłabienie wszystkich ozdrowieńczych i konserwatywnych sił w Kościele. To
byłaby katastrofa. Nie tyle nawet dla Bractwa, co dla Kościoła. Moim zdaniem
byłaby to wielka szkoda.
Dają się słyszeć również głosy pewnej
krytyki. Jedni twierdzą, że negocjacje poniosły fiasko ze względu na upór i
sztywność Bractwa. Inni w ogóle kwestionują zasadność rozmów, mówiąc: „To nie
ma żadnego sensu. Po co w ogóle rozmawiać z Rzymem?”. Tak więc nasze ostatnie
pytanie brzmi: „Czy rozmowy z Rzymem przyniosły jakąś korzyść, a jeśli tak, to
co nią jest?”.
Przyniosły wielką korzyść. Moim zdaniem rozmowy
te pokazały, że jesteśmy zainteresowani normalizacją sytuacji, że w związku z
kryzysem w Kościele postrzegamy naszą sytuację jako nienormalną. Pokazaliśmy,
że to nas przynagla do załatwienia spraw, ale również, że ta sytuacja nie jest
naszą winą. Chcemy to zdecydowanie podkreślić. To konieczne ze
względu na obecną sytuację, jeśli chce się zachować starą doktrynę, starą
liturgię, dawną dyscyplinę Kościoła jako całość i jeśli dzięki temu bogactwu
chce się żyć prawdziwie po katolicku. Taki byłby pierwszy punkt. Rozmowy
pokazały również, że trzymamy się Rzymu, że my także uznajemy papieża, że jest
to dla nas oczywiste.
Z drugiej strony rozmowy jasno pokazały, że
istnieją różnice doktrynalne i że różnice te nie pojawiły się za naszą sprawą,
ale – niestety, trzeba to powiedzieć – za sprawą obecnych oficjalnych
przedstawicieli Kościoła, którzy organizują spotkania w Asyżu, którzy
praktykują to, co w przeszłości zostało zakazane przez Kościół, papieży i
sobory. I to zakazane bardzo wyraźnie! To drugi punkt.
Trzecia korzyść z rozmów: pokazały nam one pewne
słabe punkty w naszych własnych szeregach. Musimy to z pokorą przyznać. Tak
więc przeszliśmy proces wewnętrznego oczyszczenia. Nie zgadzamy się z tymi,
którzy całkowicie odrzucają jakiekolwiek rozmowy z Rzymem.
Ująłbym to w ten sposób: Bractwo nigdy nie
pracowało dla siebie, nigdy nie postrzegało się jako celu samego w sobie, ale
zawsze pragnęło służyć Kościołowi, służyć papieżom. To jest to, co zawsze mówił
abp Lefebvre. Chcemy być do dyspozycji biskupów, do dyspozycji papieża, chcemy
im służyć i chcemy pomóc im wyprowadzić Kościół z kryzysu, w którym się
znajduje, odnowić Kościół w całym jego pięknie, jego świętości. Ale oczywiście
może to mieć miejsce jedynie bez żadnych kompromisów, bez żadnych fałszywych
kompromisów. Ma to dla nas duże znaczenie. My rzeczywiście spróbowaliśmy – i to
wszystko, czego chcieliśmy – oficjalnie przywrócić ten skarb Kościołowi, przywrócić
mu jego prawa, i może nawet w pewnym stopniu to osiągnęliśmy. Rozmowy sprawiły,
że udziałem Bractwa stało się wygenerowanie impulsu prowokującego do refleksji
nad II Soborem Watykańskim i niektórymi jego deklaracjami.
Dziękuję za rozmowę.
(źródło: pius.info, 18 września 2012)
Moderniści szykują obchody 50 Rocznicy SW II, który zadekretował bałwochwalstwo.
Zobaczymy, co przygotuje Bóg.
Kto wytrwa do końca w wierze i liturgii Ojców, przekazanej przez Apostołów, ten będzie zbawiony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.